Na początku tego sezonu był jednym z głównych kandydatów do pierwszego numeru draftu 2024. Teraz nieco spadł w notowaniach, ale Ron Holland cały czas przymierzany jest do czołówki tegorocznego naboru. Niestety 18-letni skrzydłowy nie będzie już w stanie poprawić swoich osiągów w trwających rozgrywkach. Wszystko przez kontuzję kciuka.
Tegoroczny draft do NBA nie zapowiada się według ekspertów zbyt ekscytująco, ale wciąż w naborze dostępnych będzie co najmniej kilkunastu zawodników, którzy mogą zrobić w lidze karierę. Wśród nich jest m.in. Ron Holland, który jeszcze na początku tego sezonu był nawet kandydatem do pierwszego numeru. Jeden z najmłodszych graczy w drafcie w ostatnich tygodniach spadł jednak w notowaniach i w tej chwili przymierzany jest w okolicach wyboru numer 10.
W niedzielę okazało się, że Holland nie będzie miał okazji pokazać swoich postępów w trwającym sezonie, bo z powodu kontuzji kciuka musi poddać się operacji i w bieżących rozgrywkach już nie zagra.
— Czuję, że wykonałem dobrą robotę w tych meczach, które zdążyłem w tym sezonie rozegrać. Wiele się nauczyłem. O koszykówce, o sobie i po prostu o życiu. Uważam, że włożyłem wystarczająco dużo energii, bym mógł powiedzieć, że zostanę wybrany w topowej dziesiątce draftu. Nie załamuje się kontuzją. Szybko wrócę do zdrowia. Będę gotowy, by w odpowiednim momencie wrócić na parkiet i przygotować się do naboru — stwierdził młody zawodnik w rozmowie z portalem Andscape.
Holland grał dla drużyny G League Ignite. To projekt pod kierownictwem NBA, w którego ramach w G League występuje zespół złożony głównie z młodych talentów. 18-latek notował średnio 20,6 punktu, 6,6 zbiórki i 3,2 asysty na mecz, mając jednak trochę problemów ze skutecznością. Kontuzji kciuka nabawił się 31 stycznia. Ma on jednak dojść do pełni zdrowia na kilka tygodni przed czerwcowym draftem, dzięki czemu nie ominie całego procesu związanego z naborem.
Kevin O’Connor, czyli ekspert od draftu portalu The Ringer, porównuje Hollanda m.in. do Harrisona Barnesa i typuje go do wyboru numer 12 w tegorocznym drafcie, z którym skrzydłowy na ten moment trafiłby do Oklahoma City Thunder.
— Holland powinien zrobić karierę, bo ma potencjał w defensywie i cały czas jest w ruchu. Jednak brak efektywności w barwach fatalnej drużyny Ignite z G League powstrzymuje go przed byciem kandydatem do czołowej piątki draftu. Równie dobrze może jednak osiągnąć taki potencjał, dlatego wybór z 12. numerem stawiałby go w kategorii „przechwytu”. Szczególnie dla Thunder, którzy potrafili rozwijać pod względem rzutowym takich zawodników jak Lu Dort czy Josh Giddey. Holland może wolałby usłyszeć swoje nazwisko szybciej, ale jeśli wyląduje w Oklahomie, to obie strony powinny być szczęśliwe — czytamy w uzasadnieniu Connora.
Tymczasem wśród zawodników, którzy dziś typowani są na bycie „jedynką” draftu są m.in. Zaccharie Risacher i Alex Sarr (dwóch Francuzów), Cody Williams (Amerykanin), Nikola Topić (Serb) czy Matas Buzelis urodzony w USA, choć z litewskimi korzeniami, który jest klubowym kolegą Hollanda w zespole Ignite.