Na zaledwie jeden mecz powrócił Ben Simmons. Australijczyk w poniedziałek po niemal trzech miesiącach przerwy wybiegł ponownie na parkiet w wygranym przez Brooklyn Nets starciu z Utah Jazz. Pokazał się zresztą z bardzo dobrej strony, zapisując na konto 10 punktów, 11 asyst oraz osiem zbiórek. W swojej ostatniej akcji tego meczu doznał jednak kontuzji kolana. Jak się okazało, właśnie dlatego opuścił środowe spotkanie Nets z Phoenix Suns.
Simmons po meczu z Jazz mówił dziennikarzom, że czuje się dobrze, ale później pojawił się obrzęk, lecz na całe szczęście kolejne badania nie wykazały poważnej kontuzji. Mimo wszystko Nets postanowili wycofać go z gry. Nie wiadomo, jak długo potrwa tym razem jego przerwa, ale można zakładać, że nie będzie to tak długa absencja, jak poprzednio, gdy australijski zawodnik z powodu kłopotów z plecami nie grał od początku listopada aż dotąd.
— Zrobili to, ponieważ ma jedno dokuczliwe miejsce. Chodzi o to, by być ostrożnym, tym bardziej że do kolejnego meczu są jeszcze trzy dni, dzięki czemu kolano będzie mogło odpocząć, a on będzie mógł dalej wracać do formy meczowej — przekazał w mediach społecznościowych Bernard Lee, czyli agent Simmonsa.
Nets kolejny mecz zagrają w nocy z soboty na niedzielę, kiedy to pojadą do Filadelfii na starcie z 76ers, czyli byłym klubem 27-latka. Do tej pory nie jest on zbyt miło witany przez fanów Szóstek, a wszystko przez to, jak przebiegło jego rozstanie z filadelfijską drużyną. Nie wiadomo więc, czy być może z tego właśnie względu w ogóle zdecyduje się on w tym meczu zagrać. Jeśli tak, to będzie to dopiero jego 50. występ, odkąd 76ers wytransferowali go do Nets w 2022 roku.