Wszystko wskazuje na to, że Lance Stephenson swoją karierę będzie kontynuował poza NBA, przynajmniej na razie. Zawodnik najwyraźniej nie cieszy się zbyt dużym zainteresowaniem, dlatego zatrudnienia musi poszukać w innym miejscu. Czyżby był kolejnym amerykańskim eksportem w Chinach?
Od opuszczenia Indiany kariera Lance’a Stephensona skręciła w bardzo złą stronę. Nagle zawodnik, który był gotów grać w pierwszej piątce drużyny rywalizującej w ligowej czołówce, nie może znaleźć dla siebie miejsca. To pokazuje, jak wielka jest skala jego upadku. W poprzednim sezonie grał dla Los Angeles Clippers i Memphis Grizzlies. Po przenosinach do Tennessee był w stanie zaprezentować się z nieco lepszej strony.
W 26 meczach dla Niedźwiedzi notował średnio 14,2 punktu, 4,4 zbiórki, 2,8 asysty, 47,4 FG% i 35,5 3PT%. Dobry okres w Memphis miał pomóc zawodnikowi walczyć o pieniądze na rynku wolnych agentów. Okazuje się jednak, że generalni menadżerowie nie bardzo mają ochotę wydawać dolary na gracza o tak toksycznej naturze. Mimo że rynek zalały pieniądze z umowy telewizyjnej, Stephenson chyba nie doczeka się swojego kawałka tortu.
Dwa lata temu rzucający obrońca zrezygnował z lukratywnej propozycji Indiany Pacers, bo stwierdził, że nie odpowiada jego wartości. Larry Bird gwarantował 44 miliony dolarów w 5-letnim kontrakcie, ale gracz podpisał z Charlotte Hornets i miał grać koszykówkę swojego życia. Sprawy nie potoczyły się tak, jak według Lance’a miały. W Charlotte nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca w rotacji Steve’a Clifforda. W LA miał podobny problem u Doca Riversa.
Trafił do Memphis, które targane kontuzjami kluczowych graczy nie miało innego wyjścia, jak postawić na Stephensona. Teraz już nikt nie chce na niego stawiać i zastanawiamy się, co dalej z karierą gościa, który niegdyś uważał się za obrońcę numer jeden na LeBrona Jamesa. Czyżby Chiny? Może Europa?
fot. Mark Runyon | http://basketballschedule.net/
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET