Pięć zwycięstw w ostatnich sześciu spotkaniach mają na koncie zawodnicy New Orleans Pelicans. Z bilansem 22-15 zajmują w tej chwili siódme miejsce w tabeli Konferencji Zachodniej, ale niewiele tracą do wyżej notowanych Clippers (22-13), Kings (21-14) czy Mavericks (22-15). W niedzielę Pelikany zaliczyły ważną w tym kontekście wygraną, bo ograły Sacramento Kings na wyjeździe. Znakomite spotkanie rozegrał CJ McCollum, który w drodze po 30 punktów trafił siedem trójek.
Po spotkaniu okazało się, że McCollum od lat ma dodatkową motywację, jeśli chodzi o mecze przeciwko Kings. Otóż w pomeczowym wywiadzie zdradził, że władze klubu z Sacramento w zasadzie obiecały mu, że wybiorą go z siódmym numerem draftu w 2013 roku, lecz ostatecznie tego nie zrobiły.
— Tak, Sacramento mieli wybrać mnie w drafcie. Zaprosili mnie wtedy na drugi trening przed naborem i w zasadzie powiedzieli, że wybiorą mnie z siódemką, ale tego nie zrobili, więc lubię tutaj grać — powiedział bohater Pelicans.
Kings w tamtym czasie nie mieli szczęścia (lub umiejętności) do wyborów w drafcie. W naborze w 2013 roku zamiast McColluma wybrali Bena McLemore’a, który w Sacramento spędził pięć sezonów, ale nigdy nie rozwinął się w znaczącego gracza. Dziś jest już zresztą poza NBA i gra w Hiszpanii. Z kolei McCollum, choć nigdy nie zagrał w Meczu Gwiazd, stał się świetnym strzelcem i przez lata tworzył jeden z najlepszych w lidze duetów obwodowych w Portland u boku Damiana Lillarda.
Ich drogi rozeszły się w 2022 roku, gdy Trail Blazers zdecydowali się oddać McColluma do Nowego Orleanu. Od tego czasu 30-letni obrońca jest ważną częścią Pelicans, co udowodnił także w niedzielę. Już w pierwszej połowie starcia z Kings trafił pięć trójek. Był to kolejny w jego karierze występ na minimum 30 oczek przeciwko Królom. Dość powiedzieć, że w meczach z tym akurat zespołem najwięcej punktów (37 w 2021, 36 w 2016 i 35 w 2015 roku) zdobywał… właśnie w Sacramento.