Zaskakujący, ale nie dla wszystkich, bowiem już od kilku lat obserwujemy napływ talentu spoza USA, który zaczyna w lidze znaczyć coraz więcej. Najlepsi gracze w lidze to koszykarze, którzy przyjechali do Ameryki z Afryki lub Europy. NBA ceni sobie fakt, że ściąga do siebie coraz więcej postaci z różnych zakątków globu, bowiem to działa na korzyść jej popularności.
Ogromny wpływ na obecną sytuację ma fakt, że NBA dzięki dynamicznemu rozwojowi stała się powszechna dla kibiców spoza USA. Regularnie rozwijane możliwości śledzenia swoich idoli na ekranach monitorów i telewizorów spowodowały, że coraz więcej młodych ludzi ma skąd czerpać inspirację. Zatem NBA dopiero teraz na masową skalę wyciąga talent z różnych zakątków, bowiem ten zaczął się objawiać. To oczywiście dobre dla ligi, ale przy okazji kończy dominację na światowej scenie Stanów Zjednoczonych.
Według rankingu przygotowanego przez portal HoopsHype, pięciu najlepszych koszykarzy sezonu 2023/24 pochodzi spoza USA. Na 6. miejscu jest Tyrese Haliburton – najlepszy w tym zestawieniu reprezentant USA. Nie jesteśmy tym zaskoczeni, ale nie da się ukryć, że taki trend to coś absolutnie bezprecedensowego, co może znacząco wpłynąć na rozwój koszykówki nie tylko w USA, ale na całym świecie. Teraz bowiem dzieciaki z Serbii, Słowenii, Litwy, Kanady czy Grecji mają swoich idoli, których śladami będą chciały podążać.
Warty odnotowania jest także przykład Shaia Gilgeousa-Alexandra – nowego lidera reprezentacji Kanady. Ta na ostatnich Mistrzostwach Świata zajęła historyczne 3. miejsce i zaznaczyła swoje miejsce na koszykarskiej mapie. Kanada w ostatnich latach zrobiła ogromny postęp pod kątem znacznie ich koszykówki. Z kraju klonowego liścia trafiają do NBA kolejni młodzi utalentowani gracze, których potencjał pozwala snuć naprawdę duże oczekiwania. Może to tylko swego rodzaju “złota generacja”, a może zmiana, na jaką koszykówka w Kanadzie czekała od wielu wielu lat.
W ostatnich tygodniach na scenę wkroczyli także Turek Alperen Sengun z Houston Rockets oraz Niemiec Franz Wagner z Orlando Magic. Oboje rozgrywają bardzo dobre sezony dla swoich zespołów, a te notują wyniki dalece przekraczające prognozy snute przed rozpoczęciem bieżącego sezonu. Wagner w trzech z czterech ostatnich meczów przekraczał granicę 30 punktów i w sezonie średnio zdobywa 20,7 punktu, 5,8 zbiórki i 3,5 asysty trafiając 46,6% z gry oraz 32,7% za trzy. Sengun natomiast wyrósł na lidera Rockets notując 21 punktów, 9,2 zbiórki, 5,5 asysty i 54% z gry oraz 31,9% za trzy.
Obaj mają potencjał na All-Starów i obaj wyrastają na graczy, z których młodsi koledzy mogą brać przykład, bowiem prezentują jakościową koszykówkę po obu stronach parkietu. To jest kolejna rzecz, która wpływa na sukces koszykarzy spoza USA. Można odnieść wrażenie, że oni przykładają znacznie większą wagę do “zachowania czystości gry”, czyli zanim skupią się na fajerwerkach, to pracują nad fundamentami, by każdy element koszykarskiego rzemiosła odpowiednio dopracować.
W przekroju ostatnich 20 lat, coraz więcej zespołów wysyłało swoich skautów na różne kontynenty, by znaleźć kolejnego Dirka Nowitzkiego, Paua Gasola czy Tony’ego Parkera. Okazało się, że znaleźli znacznie więcej. Nigdy wcześniej nie przywiązywano aż tak dużej wagi do szukania talentów poza USA. Każda z drużyn musi mieć mocno rozwinięty skauting międzynarodowy. Zatem Rafał Juć – polski skaut Denver Nuggets idealnie odnalazł się w nowych okolicznościach i jest bardzo ważnym ogniwem drużyny mistrza NBA.
Luka Dončić, Nikola Jokić, Giannis Antetokounmpo i Joel Embiid to regularni kandydaci do walki o MVP i to się nie zmieni na przestrzeni kolejnych kilku lat. Ostatnim amerykańskim MVP był James Harden w 2018 roku. Wcześniej tylko Hakeem Olajuwon, Dirk Nowitzki i Steve Nash sięgali po te najwyższe indywidualne wyróżnienie. A teraz, na scenę wkroczył jeszcze Victor Wembanyama, który przecież ma zadatki na to, by być kolejną supergwiazdą i – w perspektywie kolejnych kilku lat – zawodnikiem o statusie All-Star, a nawet MVP.
Jedną z kluczowych różnic pomiędzy młodzieżą w USA i młodzieżą m.in. w Europie jest to, że młodzi gracze z profesjonalną koszykówką stykają się dopiero po zakończeniu gry w college’u lub szkole średniej. Natomiast na Starym Kontynencie 15-latkowie, 16-latkowie i 17-latkowie w wielu przypadkach są wcześniej włączani do seniorskich zespołów, co daje im szansę na wcześniejszy debiut w profesjonalnym środowisku. To ich hartuje i znacznie lepiej przygotowuje do walki ze starszymi i często silniejszymi od siebie rywalami. Tak było m.in. w przypadku Doncicia, który podbijał Euroligę z Realem Madryt będąc nastolatkiem.
W Stanach twoją pozycję bardzo często buduje sprawność fizyczna i trening w tym kierunku odbywa się kosztem podstawowych koszykarskich umiejętności, boiskowego IQ czy współpracy z kolegami. Zatem NBA dostaje z Europy gotowy produkt – koszykarzy mających świadomość tego, jak funkcjonować w systemie i jak swoją grą wspierać kolegów. Z tego też powodu w ostatnich latach kilku młodych utalentowanych graczy wybierało profesjonalną grę np. w Australii zamiast rozwijania się w lidze uniwersyteckiej.
Bez względu na to, która z tych grup jest lepiej przygotowana do debiutu w lidze, na koniec wygrywa NBA, która dostaje młodych ekscytujących zawodników. Nigdy wcześniej w historii ligi nie było w niej aż tyle talentu, co oznacza, że przyszłość NBA jest w dobrych rękach. W tym wszystkim jest także Jeremy Sochan, który przed NBA grał w college’u, ale swoje pierwsze szlify zbierał m.in. w Polsce. W międzyczasie komisarz Adam Silver już teraz myśli o zorganizowaniu Meczu Gwiazd pomiędzy gwiazdami z USA oraz Reszty Świata.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET