Coraz więcej drużyn przystępuje do sezonu NBA z bardzo konkretnymi szansami na zdobycie tytułu. Jeszcze kilka lat temu to nie było normą, zwłaszcza, gdy Miami Heat lub Golden State Warriors mieli wyraźną przewagę nad resztą stawki. Jednak od jakiegoś czasu obserwujemy zupełnie inny trend. Duży wpływ mają na to nowe finansowe zasady, które właśnie zostały zaostrzone.
Od wielu lat NBA głośno mówi o tym, że chce dążyć o większego balansu sił w ligowej stawce. Komisarz Adam Silver życzy sobie, aby możliwie maksymalna liczba drużyn przystępowała do sezonu z szansami na walkę o mistrzostwo. Jego działania przynoszą oczekiwany skutek, o czym świadczy fakt, że w przeciągu ostatnich pięciu lat – liga miała pięciu różnych mistrzów. Jak wygląda perspektywa na kolejne rozgrywki? Bardzo podobnie, bo w Zachodniej Konferencji mamy co najmniej kilka drużyn marzących o trofeum Larry’ego O’Briena.
Kiedy po raz ostatni zdarzyła się w NBA seria pięciu różnych mistrzów na przestrzeni pięciu lat? W sezonach 1975-1980. Wówczas po tytuł sięgali Golden State Warriors, Boston Celtics, Portland Trail Blazers, Washington Bullets, Seattle SuperSonics i Los Angeles Lakers. Właśnie w takim kierunku liga ma zmierzać i dokładnie tego życzy sobie Silver. To w dużej mierze efekt coraz większych restrykcji finansowych związanych z przekraczaniem podatku od luksusu. Liga uderzyła w najbogatsze zespoły i najwyraźniej zrobiła to skutecznie.
Nawet transfer Jordana Poole’a z Golden State Warriors do Washington Wizards był skutkiem finansowych obaw GSW, czyli zespołu, który do tej pory nie miał większych problemów z wydawaniem ogromnych sum na kontrakty swoich zawodników. Przejął się nawet sam Steve Ballmer z Los Angeles Clippers, ale w gruncie rzeczy nie chodzi już nawet o to, ile masz pieniędzy, ale jak wiele możesz stracić przekraczając drugi poziom podatku od luksusu, czyli tzw. tax-apron. NBA przewrotnie wymyśliła, że kary finansowe nie wystarczą.
Dlatego w nowym porozumieniu zbiorowym jest bardzo wyraźnie zapisane, że zespoły, które przekroczą drugi tax-apron, nie będą mogły korzystać z wyjątków od transferów, będą miały zamrożone wybory w drafcie i nie będą mogły podpisywać niektórych graczy zwolnionych z umów. Ten ruch zabiera generalnym menadżerom dużo elastyczności w konstruowaniu składu i poniekąd zmusza do transferów, które w teorii nie są im na rękę, bo zmniejszają szansę na odniesienie sukcesu. Z pięciu ostatnich mistrzów – Toronto Raptors, Milwaukee Bucks oraz Denver Nuggets skorzystali na tym, że zespoły z większych rynków zaczęły pilnować swoich kieszeni.
– Jeśli jesteś zespołem z małego rynku, to zdajesz sobie sprawę, że wolni agenci będą chcieli dołączyć do zespołów z Nowego Jorku, Los Angeles, Miami czy Dallas – mówi Marc Lasry, właściciel Bucks. – Jednak w obecnych okolicznościach, biorąc pod uwagę progi tax-apron, tym większym zespołom trudniej będzie ich do siebie ściągnąć. Wszyscy chcemy równych szans, bo im więcej drużyn pod koniec sezonu ma szansę na mistrzostwo, tym lepiej dla ligi – dodał i ma w tej kwestii całkowitą rację.
Odkąd Michael Jordan zdobył swoje ostatnie mistrzostwo w 1998 roku, Kobe Bryant, Tim Duncan, LeBron James i Stephen Curry sięgnęli po kolejne 18 z 25 tytułów. Jednak wielkim marzeniem Davida Sterna – byłego komisarza ligi i człowieka, który wypromował Adama Silvera – było stworzenie ligi z 30 równymi zespołami; ligi, w której wszyscy zarabiają. To brzmi jak utopia, ale obecny zarząd właśnie do tego dąży, bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie. W tym temacie obecny sternik jest bardzo skrupulatny.
– Dzięki nowemu porozumieniu, wielcy gracze będą rozsiani po całej lidze – mówi Silver. – Nadal mimo wszystko kluczowe jest zarządzanie oraz wszystkie inne czynniki związane z rywalizacją na wysokim poziomie – dodał. Właśnie dlatego pojawił się wątek wprowadzenia systemu hard-cap, czyli całkowitego pozbycia się wszystkich wyjątków i ustalenie jednego twardego poziomu, którego zespoły po prostu nie mogłyby przekroczyć. Te rozwiązanie ostatecznie nie przeszło, ale Silver musiał spróbować.
Elementy hard-cap pojawiają się po przekroczeniu drugiego progu tax-apron. Jedną z drużyn, które przeskoczyły ten próg w ostatnim czasie są Phoenix Suns, którzy dołączyli do listy płac ogromną umowę Bradleya Beala. Czy zrobią w trakcie sezonu cokolwiek, by zredukować finansowanie rotacji? Zapewne jeszcze nie chcą o tym decydować, ale jeśli tak się stanie – prawdopodobnie negatywnie wpłynie to na ich szansę w rywalizacji o tytuł.
LA Clippers zaoszczędzili 100 milionów dolarów na zwolnieniu Erica Gordona, który podpisał z Suns. Boston Celtics z kolei pozwolili odejść Grantowi Williamsowi, czyli ważnej postaci poprzedniego sezonu. Zespół z Bean-Town nie wyrównał oferty, jaka się za niego pojawiła i ten wzmocni Dallas Mavericks. Możemy się jednak spodziewać, że prędzej czy później rynek się zmieni, a menedżerowie będą w bardzo kreatywny sposób próbować obejść wszelkie restrykcje wynikające z zapisów umowy CBA, dlatego NBA musi być czujna.
Niektórzy jednak zwracają uwagę, że ostatnia seria różnych mistrzów wynika z tego, że LeBron i Steph się… starzeją i nie są już w stanie samodzielnie prowadzić drużyn do mistrzostw. Poza tym mierzyli się z urazami, co siłą rzeczy otworzyło drogę dla innych gwiazd – Giannisa Antetokounmpo czy ostatnio Nikoli Jokicia. Ten czynnik w jakimś stopniu na pewno wpłynął na to, kto sięgnął po trofeum. Liga będzie się jednak upierać przy skuteczności swoich działań i napędzona ich sukcesem – cały czas dąży do jeszcze większego balansu.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET