Derrick Rose jest na ostatniej prostej kariery, która w gruncie rzeczy miała wyglądać zupełnie inaczej. Mogło jej też w ogóle nie być po serii poważnych urazów, ale Rose walczył do końca i chce się z NBA pożegnać na własnych warunkach. W międzyczasie bardzo poważnie podchodzi do obowiązków związanych z wychowaniem swojego syna. Ten ma za sobą pierwsze koszykarskie turnieje.
Obowiązki związane z ojcostwem Derrick Rose traktuje bardzo poważnie. Chce mieć pewność, że jego syn z jednej strony nie zostanie rozpieszczony, a z drugiej chce mu zapewnić warunki do podążania za własnymi marzeniami. Wszystko jednak wskazuje na to, że Derrick Rose Jr, czyli PJ Rose, chce iść w ślady swojego ojca i spróbuje grać profesjonalnie w koszykówkę. Oczywiście na tym etapie jest za wcześnie, by wróżyć mu poważną karierę na parkietach NBA, ale młodemu koszykarzowi na pewno nie brakuje determinacji.
R-Rose jest bardzo prywatną osobą i nie lubi chwalić się swoją rodziną w mediach społecznościowych, ale na turnieje swojego syna bardzo chętnie przychodzi, by wesprzeć go dopingiem i dobrą radą. Przy okazji jednego z takich wydarzeń, 10-letni PJ został spytany o rolę swojego ojca w jego koszykarskiej zajawce. – Jest dla mnie wszystkim. Nauczył mnie wszystkiego, nauczył mnie grać w koszykówkę i jest moim trenerem – usłyszał Rose od swojego syna w dzień ojca. Prawdopodobnie nie mógł sobie wyobrazić lepszego prezentu niż szczere słowa prosto z serducha.
W poprzednim sezonie D-Rose utknął na końcu ławki rezerwowych jako jeden z weteranów. Jednak trener Tom Thibodeau nie mógł się nachwalić roli, jaką Rose odegrał przy rozwijaniu młodszych zawodników i właśnie z tego powodu New York Knicks mogą próbować Rose’a zatrzymać, pomimo faktu, że nie zagwarantują mu minut. W jego umowie jest opcja zespołu za 15,5 miliona dolarów. To dużo biorąc pod uwagę fakt, że zmieniła się jego funkcja w drużynie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Rose zostanie wolnym agentem.
Jeśli trafi na rynek, może szukać dla siebie zespołu, w którym nie tylko wcieli się w rolę mentora dla młodszych zawodników, ale udzieli realnego wsparcia z ławki rezerwowych. W ostatnich latach kontuzje nie doskwierały mu w takim stopniu, jak wcześniej, co w dużej mierze wynikało z tego, że Rose zmienił styl grania. Zespoły zainteresowanie jego przechwyceniem zapewne będą miały do zaoferowania minimalną kwotę dla weterana. Może powrót do Chicago? Dla Bulls byłoby to z pewnością dobre zagranie marketingowe.
Rose pochodzi z Chicago i to Bulls wybrali go z “jedynką” w drafcie 2008 roku. Spędził z zespołem siedem sezonów. Następnie trafił do Nowego Jorku, potem do Cleveland, następnie do Minnesoty, gdzie się bardzo odbudował, potem grał w Detroit i ostatnie trzy sezony znów w Nowym Jorku. W 699 meczach całej kariery wychowanek Memphis notował na swoje konto średnio 17,7 punktu, 5,3 asysty trafiając 45,6% z gry. Gdy został najmłodszym MVP w historii, wróżono mu wielką karierę. Niestety wszystko popsuły kontuzje.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET