Zanim jeszcze sezon się w ogóle zaczął, to fani NBA już żyli tym, co stało się na treningu Golden State Warriors. Draymond Green uderzył Jordana Poole’a w twarz, o czym kibice dowiedzieli się za sprawą przecieku wideo, które ujawniło całą tę sytuację. Do dziś nie wiadomo tak naprawdę, co było powodem takiej reakcji Greena. Od początku zastanawiano się jednak, jak może to wpłynąć na dalsze losy Warriors, którym ostatecznie obronić tytułu się nie udało.
Teraz po kilku miesiącach od całego zajścia Jordan Poole otwarcie przyznał, że nie ma żadnej specjalnej relacji z Greenem. – Nie mam w zasadzie żadnej odpowiedzi. Jesteśmy po prostu kolegami z zespołu. Mamy ten sam cel, jakim są zwycięstwa zespołu. Łączy nas tak naprawdę tylko biznes – oznajmił 23-letni obrońca w wywiadzie dla The Ringer. Przyznał też on jednak, że wcześniej to właśnie Green był dla niego mentorem, w szczególności w trakcie jego początków w lidze.
Green za uderzenie Poole’a nie został zawieszony i mógł normalnie rozpocząć sezon w barwach Warriors. Był to jasny sygnał, że Wojownicy pomimo wszystko nie wyobrażają sobie drużyny bez Draymonda. I choć wtedy wydawało się, że jego przyszłość w San Francisco może dobiegać końca, to dziś niemal pewne jest, że 33-latek pozostanie w zespole na dłużej. Całkiem możliwe, że latem zrezygnuje ze swojej opcji zawodnika i podpisze z GSW nowy, dłuższy kontrakt.
Pewny swojej przyszłości w Kalifornii nie może być za to… Poole. I to pomimo tego, że przed startem rozgrywek podpisał on 4-letnie przedłużenie kontraktu o wartości 128 milionów dolarów. Warriors mogą bowiem poszukać oszczędności w związku z nowymi regułami, które znalazły się w nowym CBA i wydaje się, że jeżeli władze klubu nie chcą jeszcze rozbijać mistrzowskiego trzonu, to transfer 23-latka jest bardzo realną opcją już w przyszłym sezonie.