Kolejne dwa spotkania, które swoim poziomem i dramaturgią pozostawiły duży niedosyt u kibiców najlepszej koszykarskiej ligi świata. Sobotniego wieczoru Miami Heat łatwo rozprawili się na własnym parkiecie z New York Knicks, a w nocy Lakers pewnie pokonali Warriors. Obie drużyny wyszły na prowadzenie 2:1 w seriach.
Miami Heat – New York Knicks 105:86 (2-1)
- Po odrobieniu strat w meczu numer 2 Knicks przyjeżdżali do Miami z wielkimi nadziejami, na czele z blisko w 100% zdrowym już Juliusem Randlem. Na kilka godzin przed spotkaniem dotarła do nas informacja, że do składu gospodarzy powróci natomiast nieobecny w poprzednim spotkaniu Jimmy Butler.
- W przeciwieństwie do dwóch poprzednich pojedynków tej serii dzisiejsze starcie miało mocno jednostronny charakter. Nowojorczycy ani razu nie zdołali wyjść na prowadzenie, a Heat już w pierwszej kwarcie wypracowali sobie dwucyfrową przewagę. Na przebudzenie się Knicks przed przerwą gospodarze odpowiedzieli mocnym startem trzeciej kwarty, wychodząc nawet na 22-punktowe prowadzenie.
- Oprócz woli walki oba zespoły nie pokazały w tym meczu nic specjalnego. Heat, którzy dominowali przez pełne 48 minut, uzyskali zaledwie 39% skuteczności z gry, trafiając przy tym 7 trójek na 21-procentowej efektywności. Gospodarze sięgnęli po zwycięstwo dzięki grze bardziej agresywnej (28 trafionych rzutów wolnych przy 16 Knicks) oraz zdominowaniu pomalowanego (50-36 w punktach z „trumny”).
- Wracający do gry Jimmy Butler dał drużynie dużo energii po obu stronach parkietu, robiąc przy tym wiele rzeczy, które nie mieszczą się w rubrykach statystycznych, a decydują o rezultacie spotkań. Tej nocy skrzydłowy zapisał na swoje konto 28 punktów (9-21 z gry, 10-11 z linii), 4 zbiórki (w tym 2 ofensywne), 3 asysty, 2 bloki przy wskaźniku +9. Imponowały jego akcje z Bamem Adebayo, który zakończył mecz z 17 punktami i 12 zbiórkami na koncie. Max Strus dodał 19 oczek, a wreszcie efektywny Kyle Lowry uzyskał 14 punktów.
- Nikczemny plan Erika Spoelstry pod tytułem „zatrzymać Randle’a” w końcu się powiódł. Umiejętnie podwajany Julius zdobył tej nocy 10 punktów na skuteczności 4-15 z gry, a do dorobku dodał 14 zbiórek, 2 asysty, zaliczając przy tym 4 straty. W tym przypadku ciężar gry zmuszony był wziąć na siebie Jalen Brunson, który nie zdołał podołać zadaniu (20 oczek, 7-20 z gry). 15 punktów i 12 zbiórek zaliczył Josh Hart, a 14 oczek R.J. Barrett.
- Rywalizacja pozostanie w Miami, a mecz numer 4 rozegrany zostanie w nocy z poniedziałku na wtorek.
Los Angeles Lakers – Golden State Warriors 127:97 (2-1)
- Po zdecydowanej porażce w Game 2 Lakers wracali do wypełnionej po brzegi crypto.com Arena, by udowodnić, że poprzednie spotkanie było jedynie wypadkiem przy pracy. Po pierwszej kwarcie niesmak jednak pozostał.
- Warriors mocno zaczęli dzisiejszy pojedynek, kontrolując przebieg rywalizacji do połowy drugiej kwarty. Gdy Wojownicy wreszcie osiągnęli dwucyfrową przewagę, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki obraz spotkania diametralnie się zmienił. Run 22-2 pozwolił Lakers przejąć inicjatywę i wyjść na prowadzenie, którego nie oddali aż do końcowej syreny.
- Druga połowa to już jedynie powiększanie przewagi przez Jeziorowców, teatr jednego aktora, który pozwolił Lakers w pewnym momencie wyjść nawet na 34-punktowe prowadzenie. Warriors walczyli, jednak indywidualne popisy nie wystarczyły, aby chociażby dotrzymać kroku przeciwnikom.
- –Jesteśmy jedną z najlepiej grających w defensywie drużyn NBA – stwierdził LeBron James. – Abyśmy mogli osiągnąć nasz potencjał, musimy bronić na wysokim poziomie. Żadna drużyna w tej lidze nie testuje cię tak, jak Golden State, więc musimy być czujni w każdym posiadaniu – dodał.
- Pod nieobecność Kevona Looneya w pierwszym składzie Warriors na tablicach po raz kolejny różnicę zrobił Anthony Davis, który zapisał na swoim koncie 25 punktów, 13 zbiórek, 3 asysty, 3 przechwyty i 4 bloki. Po cichej pierwszej kwarcie, w której LeBron James nie oddał ani jednego rzutu (pierwszy taki przypadek w jego karierze w play-offach), w kolejnych odsłonach Król się przebudził, kończąc spotkanie z 21 punktami, 8 zbiórkami i 8 asystami. 21 oczek dodał D’Angelo Russell.
- Po trafieniu 21 trójek w obu poprzednich spotkaniach dziś Warriors zaledwie 13 razy mogli cieszyć się z udanego rzutu zza łuku. Wojownikom brakowało dziś jakości oraz charakterystycznego dla nich ruchu piłki. 23 punkty (9-21 z gry) zapisał na swoje konto Stephen Curry, 16 oczek zdobył Andrew Wiggins, a 15 Klay Thompson.
- Game 4 zostanie rozegrany w nocy z poniedziałku na wtorek.