W meczu numer trzy nie grał, bo został zawieszony. Czwarte spotkanie zaczął na ławce, bo sam tak chciał, a trener Steve Kerr się z tym pomysłem zgodził. Draymond Green na boisku pojawił się więc dopiero w połowie pierwszej kwarty, a kibice Golden State Warriors zgotowali mu owację na stojąco. 33-latek nie potrzebował dużo czasu, by zaznaczyć swoją obecność.
Kilkadziesiąt sekund po wejściu na boisko sfaulował Keegana Murraya, przypadkowo uderzając go w twarz. Chwilę później wdał się w żywą dyskusję z De’Aaronem Foxem, a jeden z arbitrów uznał, że obaj gracze zasłużyli w tej sytuacji na faule techniczne:
33-latek chyba nigdy się nie zmieni. Taka krewka postawa to też jednak jeden z jego uroków. Czasem wypala to Warriors w twarz, ale w wielu przypadkach ten „ogień” Draymonda ich napędza. I nieważne wtedy, czy wchodzi do gry z ławki, czy też jest na parkiecie od samego początku spotkania. Green jako rezerwowy nie występuje jednak na parkietach NBA zbyt często.
Dość powiedzieć, że ostatni raz do takiej sytuacji doszło w 2014 roku, a odkąd Kerr objął stanowisko szkoleniowca, to Draymond wyszedł w pierwszej piątce w 595 z 597 meczów. Tym razem to sam zawodnik zaproponował takie rozwiązanie. Podkoszowy zauważył bowiem, jak dobrze działał atak GSW w trzecim meczu, w którym Wojownicy grali na jednego wysokiego w osobie Kevona Looneya.
Przed czwartym meczem zasugerował więc, aby drużyna to kontynuowała i by to on zaczął starcie na ławce rezerwowych. Nie przeszkodziło mu to odegrać bardzo ważnej roli w niedzielnym meczu. Bo choć spudłował 11 z 14 rzutów, to na konto zapisał 12 punktów, 10 zbiórek i siedem asyst oraz jeden bardzo ważny blok w końcówce spotkania, kiedy to zatrzymał Domantasa Sabonisa:
Green wyszedł zresztą na parkiet od początku drugiej połowy, bo Kerr jak zwykle sporo rotował składem i na ten moment nie wiadomo, czy Draymond kolejne spotkania też będzie zaczynał na ławce, choć on sam nie ma nic przeciwko, jak stwierdził w pomeczowym wywiadzie. Po czterech meczach Warriors i Kings remisują 2-2, a starcie numer pięć w nocy ze środy na czwartek.