W nocy z soboty na niedzielę rozpocznie się rywalizacja w play-offach w Konferencji Zachodniej NBA. Jako pierwsi na parkiet wybiegną zawodnicy Golden State Warriors i Sacramento Kings, którzy tworzą jedną z najbardziej intrygujących par tegorocznej pierwszej rundy. Pozostałe pary zapowiadają się równie ciekawie.
Denver Nuggets (1.) – Minnesota Timberwolves (8.)
Bezpośredni bilans w sezonie zasadniczym: 2-2
Pojedynek Dawida z Goliatem. Czy aby na pewno? Na pewno jest to starcie dwóch niewiadomych, dwóch znaków zapytania, które z podobnymi humorami wchodzą w postseason.
Jeszcze miesiąc temu stawiani w gronie faworytów do mistrzostwa Nuggets teraz, mimo pole position na Zachodzie, uważani są za zespół na maksymalnie Półfinał Konferencji. Wiele mówiło się ostatnio o problemach w defensywie faworyta tej rywalizacji. Pożar został zażegnany, jednak problem pozostał. Można było odnieść wrażenie, że z wypowiedzi liderów i sztabu trenerskiego zespołu, które pojawiały się w ostatnich tygodniach w mediach, przemawiała bezradność w kontekście pojawiających się mankamentów i pomysłów na ich rozwiązanie.
– To, co daje mi pewność, to fakt, że mamy 3. clutch defense w NBA. Wiele meczów w playoffach gra się na kontakcie. Pokazaliśmy, że potrafimy to robić – twierdzi trener Michael Malone. Ekipa z Denver była w tym sezonie 13-4 przeciwko topowym drużynom playoffowym z Zachodu (Kings, Suns, Grizzlies, Warriors i Clippers), znacznie częściej miewając problemy z teoretycznie słabszymi, niedocenianymi rywalami.
Ta seria może być szansą na odkupienie (części) win przez Rudy’ego Goberta i wreszcie udowodnienie jego przydatności w Minneapolis. Z Jokerem Francuz spotykał się 28-krotnie na przestrzeni całej kariery, notując bilans 12-16. Gdy spojrzymy jednak na bezpośrednie starcia obu koszykarzy w play-offach, Gobert wygrał 4 z 7 pojedynków przeciwko podwójnemu MVP. Jokić w spotkaniach przeciwko Rudy’emu notuje średnio 21,7 punktów, 9,7 zbiórek i 7,1 asyst.
Szczególnie w pierwszych dwóch meczach duży wpływ może mieć terminarz obu zespołów. Nuggets mają za sobą praktycznie tydzień odpoczynku, a jeżeli dodamy do tego odciążanie swoich starterów przez Mike’a Malone’a w ostatnich spotkaniach sezonu, stwarza to gospodarzom ogromny komfort i okazję na spokojne przepracowanie błędów i dokładne rozpisanie przeciwnika. Timberwolves przystąpią natomiast do rywalizacji niespełna 48 godzin po zwycięstwie z Oklahoma City Thunder. Dodajmy też, że wysokość nad poziomem morza sprawia, że Denver nie jest najłatwiejszym miejscem do rywalizacji dla gości, tym bardziej na playoffowej intensywności.
Wiele zależeć będzie w tej serii od starcia na rozegraniu pomiędzy młodością a doświadczeniem. Znany ze swoich playoffowych możliwości Jamal Murray zmaga się od dłuższego czasu z bólem kciuka prawej dłoni, który jak przyznaje sam zawodnik, doskwiera mu przy oddawaniu rzutów. Mimo tego bierze udział w treningach na pełnym obciążeniu. Obrońca Nuggets nie występował w postseason od 2020 roku, gdy na przestrzeni 3 meczów rzucił Utah Jazz 142 punkty. Mike Conley natomiast ma na koncie 67 występów w playoffach i w ostatnich meczach pokazał, że potrafi przejąć pałeczkę od liderów i odciążyć chimerycznie grającego w meczach o wysoką stawkę Anthonego Edwardsa.
Memphis Grizzlies (2.) – Los Angeles Lakers (7.)
Bezpośredni bilans w sezonie zasadniczym: 1-2
Bez wątpienia najgłośniejsza, najbardziej medialna seria pierwszej rundy. Młodzi, ale już opierzeni Grizzlies kontra doświadczeni, wzmocnieni świeżą krwią wyjadacze z Los Angeles. Najwięksi wygrani drugiej połowy sezonu i możliwe, że z powodów niekoniecznie czystokoszykarskich (zachowanie Ja Moranta, kontuzje) jedni z największych przegranych.
Jest jeden aspekt, który może sprawić, że cała seria dla Grizzlies stanie się praktycznie niemożliwa do wygrania. Przed Taylorem Jenkinsem śmiało można powiedzieć, jedno z trudniejszych zadań w dotychczasowej trenerskiej karierze. Kontuzje Brandona Clarke’a, a szczególnie Stevena Adamsa stawiają Miśki w sytuacji ciężkiej, tym bardziej w starciu ze słynącymi z fizycznej koszykówki Lakers.
Można domyślać się, że obok Jarena Jacksona Jr. w pierwszej piątce zawita ponownie klejący grę Xavier Tillman. Zawodnik ciekawy, mocny fizycznie, mający za sobą trzeci sezon na ligowych parkietach, który przejmie z pewnością krycie Anthony’ego Davisa. Pomocy będzie udzielać mu JJJ, który wyjątkowo będzie musiał uważać na przewinienia (średnio 4,1 w ostatnich 10 meczach). Problem z faulami lidera defensywy Grizzlies może być właśnie kluczowym aspektem tej serii. Jeżeli Memphis utrzymają swojego zawodnika przez 35-38 minut na parkiecie, będą mieli spore szanse na zwycięstwo.
Zespół posiadający w tej rywalizacji przewagę parkietu zwiększy także swoje szanse poprzez szybsze budowanie akcji, za czym pójdzie większa ilość posiadań, a uszczelnienie defensywy zespołowej otworzy drogę do kontrataków. Lakers zajmowali w tym sezonie trzecią pozycję pod względem traconych punktów po własnych stratach i nietrafionych próbach (23,4 oczek na mecz) przy tzw. transition defense.
Kilka godzin przed wygraną Lakers z Timberwolves w turnieju play-in sytuację podgrzewać zaczął już Dillon Brooks, który stwierdził, że nie miałby nic przeciwko temu, aby jego drużyna w pierwszej rundzie napotkał LeBrona Jamesa. – To będzie dla niego powrót do playoffs, a my od razu wyrzucimy go z rywalizacji. Dla nas to będzie dobry test, bo to solidny zespół – stwierdził w swoim stylu.
– Lakers będą starali się wykorzystać fakt, że Grizzlies nie będą mieli Adamsa i Clarke’a. Będą grali dużo pod kosz. Tam jednak czekać będzie jeden z najlepszych defensorów, czyli Jaren Jackson Jr… Grizzlies mają przewagę na obwodzie i na pewno Morant i Bane będą trudni do zatrzymania. Wisienką na torcie będzie pojedynek Brooksa z LeBronem. To naprawdę może być fascynująca seria – mówił w ostatnim podkaście PROBASKET Michał Pacuda. A kogo Michał typuje na zwycięzcę tej serii dowiecie się, słuchając naszego podcastu.
Sacramento Kings (3.) – Golden State Warriors (6.)
Bezpośredni bilans w sezonie zasadniczym: 1-3
Powrót Kings do playoffów przysłonić może powrót Andrew Wigginsa i powrót Warriors na właściwe tory po dość chaotycznym sezonie regularnym w ich wykonaniu. Wiele tych powrotów, jednak cel obu drużyn ten sam – awans, a jego brak zarówno dla jednej, jak i drugiej drużyny będzie dużym zawodem.
Pojedynek w tej parze zdefiniuje rywalizacja zza łuku. W sezonie zasadniczym 20 zawodników ligi trafiło ponad 200 trójek, z czego pięciu wystąpi w tej rywalizacji. Do Stephena Curry’ego, Jordana Poole’a i Klay’a Thompsona dołączyli na wspomnianej liście Kevin Huerter i Keegan Murray. Klay stał się ponadto obok Stepha i Jamesa Hardena dopiero trzecim zawodnikiem w historii NBA, któremu w jednym sezonie udało ustrzelić się 300 trafień z dystansu.
Zestawienie Warriors z Andrew Wigginsem w pierwszym składzie jest w tym sezonie lepsze od przeciwników o średnio 21,9 punktów na 100 posiadań, czym przewodzi lidze wśród piątek, które zagrały ze sobą co najmniej 200 minut. Notuje ono ponadto najlepszy wskaźnik ofensywny (128 oczek na 100 posiadań) oraz defensywny (106,1 oczek na 100 posiadań). Jak zapowiedział jednak Steve Kerr, skrzydłowy wprowadzany będzie do gry powoli, w pierwszych spotkaniach spędzając na parkiecie 25-30 minut po wejściu z ławki.
Kings ominęły w tym sezonie poważne kontuzje, dzięki czemu ich pierwsza piątka spędziła na parkiecie razem ponad 900 minut, o 162 więcej niż jakakolwiek inna w NBA. W klasyfikacji, w której zestawienie Warriors okupuje fotel lidera, Królowie są jednak na 26. lokacie, z zaledwie 2,2 punktami zdobywanymi więcej na 100 posiadań od przeciwników.
Dodajmy, że naprzeciw siebie stają drużyny z dwoma najlepszymi offensive raitingami w lidze. Kings z ponad 120 punktami zdobywanymi na mecz wyprzedzili Warriors aż o prawie 2 oczka, co na szczycie listy stanowi dość znaczącą różnicę. Na rywalizację bardzo ważny wpływ będzie miał pojedynek na rozegraniu na linii Curry-Fox oraz fakt, jaką playoffową edycję Domantasa Sabonisa zobaczymy.
Phoenix Suns (4.) – Los Angeles Clippers (5.)
Bezpośredni bilans w sezonie zasadniczym: 2-2
Starcie odświeżonych, intrygujących Phoenix Suns z Los Angeles Clippers, do jakich zdążyliśmy się już przyzwyczaić – trapionych kontuzjami na najważniejszym etapie sezonu.
Clippers ubiegłego lata oraz przed lutowym trade deadline robili wszystko, aby cztery lata po sięgnięciu po Kawhia Leonarda i Paula George’a zaistnieć wreszcie w rywalizacji na Zachodzie. Ekipa z LA zbudowała głębokie, silne na papierze zestawienie, którego szanse walki o pierścień po raz kolejny realnie rozwiewają kłopoty zdrowotne. PG13, który zmaga się z kontuzją kolana prawdopodobnie nie wystąpi w pierwszorundowej rywalizacji, co nie daje podstaw na stawianie Clipps w roli faworyta.
Kevin Durant w barwach Phoenix Suns rozegrał do tej pory osiem spotkań, w których jego nowa drużyna odniosła 8 zwycięstw. Gwiazdor notował w całym sezonie 29,1 punktów na wynoszącym 67,7% tzw. true shooting percentage, co było najwyższą wartością w historii NBA dla zawodnika, który rzucał średnio ponad 25 oczek. Mówiąc wprost, w tym sezonie Durant był najbardziej efektywnym scorerem w historii ligi. I z takim bagażem rozpoczyna play-offy w nadziei na swój trzeci pierścień w karierze.
Można ostrzyć sobie zęby na pojedynek Duranta z Kawhi Leonardem, jednak kluczową postacią dla Clippers pod nieobecność Paula George’a będzie Norman Powell. Jako jeden z najlepszych rezerwowych ligi swingman notował średnio 17 punktów w 26 minut na parkiecie, pod nieobecność liderów biorąc często na siebie ciężar gry. Zawodnik nie odstaje defensywnie, a jego 40% skuteczności zza łuku przy pięciu próbach na mecz daje drużynie dużo pewności. Niezwykle ważne będzie także wprowadzenie się do serii Russella Westbrooka i utrzymanie dobrej efektywności w ostatnim czasie w grze bez piłki.
Obserwuj mnie na Twitterze -> Maks Kaczmarek (@maks_kacz) / Twitter
Jeżeli chcecie więcej przeczytać o rywalizacji po wschodniej stronie NBA, polecam zapowiedź Janusza Nowakowskiego, którą znajdziecie pod tym linkiem.