Może brakuje mu jeszcze trochę efektywności, ale Johnny Davis nareszcie pokazuje się z naprawdę solidnej strony. W kwietniu obrońca wybrany przez Washington Wizards z „dziesiątką” ubiegłorocznego draftu do NBA prezentuje bardzo dobrą formę.
To tylko cztery mecze, tak więc próbka jest bardzo mała, ale fani Wizards przez calutki sezon musieli czekać na choćby dobre momenty pierwszoroczniaka. Davis nawet w G-League wyglądał na zagubionego, dlatego fakt, że w kolejnych meczach w barwach stołecznej drużyny wypadł naprawdę dobrze może bardzo cieszyć. Tym bardziej że oprócz fajnych liczb zaliczył też kilka efektownych akcji.
21-latek w dwóch meczach z rzędu zapisał na konto co najmniej 20 punktów, 3 asysty, 2 przechwyty oraz 2 bloki, stając się tym samym pierwszym debiutantem od czasu Lamara Odoma w 2000 roku, któremu się to udało. Davis już zapowiedział, że nie może doczekać się tegorocznej edycji ligi letniej, w której zamierza wziąć udział, by móc dalej się rozwijać.
Fani Wizards początkowo mogli mocno obawiać się o Davisa, który wydawał się przestrzelonym wyborem Wizards, ale obrońca przeciętnie wypadł też w pierwszym sezonie na uczelni Wisconsin, wykonując spory krok do przodu dopiero na drugim roku. To był też zresztą jeden z głównych powodów, dla których Wizards zdecydowali się go wybrać zaraz po Jeremym Sochanie w ubiegłorocznym naborze.
Dla stołecznej ekipy solidna postawa Davisa to jeden z niewielu powodów do ekscytacji w kończących się rozgrywkach. Wizards z bilansem 35-46 zajmują w tej chwili 11. miejsce w tabeli Konferencji Wschodniej NBA, nie mając już szans na udział w turnieju play-in.