Dillon Brooks ma osobisty problem z liderami Golden State Warriors. Zawodnik Memphis Grizzlies czerpie szczególną satysfakcję z uprzykrzania życia aktualnym mistrzom NBA. Poprzedniej nocy ponownie doszło do klasycznego trash-talkingu pomiędzy Brooksem i m.in. Klayem Thompsonem.
Ostatecznie to Memphis Grizzlies mają powody do zadowolenia, bo zdołali zatrzymać Golden State Warriors na 19 punktach w czwartej kwarcie spotkania i ostatecznie wygrać 133:119. Ani Klay Thompson (14 punktów), ani Stephen Curry (16 punktów) nie byli w swojej optymalnej formie. Znaleźli mimo wszystko czas, by wyprowadzić w kierunku prowokującego Dillona Brooksa werbalnych ciosów. Tuż pod koniec spotkania, Klay zrobił Brooksowi “Kobego Bryanta”, czyli na palcach pokazał rywalowi, ile zdobył mistrzostw NBA.
– Naprawdę nie dbam o Dillona Brooksa – mówił po meczu Thompson. – Kiedy odejdzie na emeryturę, zapewne nikt więcej nie wspomni o Dillonie Brooksie. Mówię Wam… teraz jest słodko, ale poczekajcie 10 lat – dodał zawodnik Golden State Warriors. Stephen Curry został spytany, jak duży wpływ miał Brooks na poczynania defensywnie Grizzlies. – Graliśmy przeciwko całej drużynie z Memphis, nie tylko przeciwko niemu – zaznaczył Curry, który chciał w ten sposób umniejszyć rolę zawodnika Grizz.
Brooks po meczu mówił, że to był tylko “koleżeński trash-talking”, ale doskonale wiemy, że tak nie było. Wszelkie komentarze i gesty zawodników Warriors nie zrobiły na nim wrażenia, ponieważ Grizzlies wygrali, co dało Brooksowi idealny argument do dyskusji. Brooks twierdzi, że siedzi w głowach zawodników Warriors. – Klay coś gada, Dray coś gada, więc bardzo łatwo się nakręcić na mecz przeciwko nim. Spałem tylko cztery godziny, ale byłem od początku gotowy do gry – przyznał zawodnik Grizzlies.