Minioną sobotę fani Memphis Grizzlies na pewno zapamiętają na długo. Chodzi jednak nie tylko o zamieszanie wokół Ja Moranta. Kibice ekipy z Tennessee usłyszeli też bowiem inne złe wieści. Bardzo poważnego urazu doznał jeden z kluczowych zawodników drużyny prowadzonej przez trenera Tylera Jenkinsa.
Jeśli w Memphis liczyli, że to będzie spokojna dla klubu sobota, to na pewno się przeliczyli. Wielkie kontrowersje wywołał wokół siebie Ja Morant, ale to nie koniec kłopotów dla Memphis Grizzlies. Otóż jak przekazał Adrian Wojnarowski, z powodu zerwanego ścięgna Achillesa do końca sezonu nie zagra już Brandon Clarke:
Clarke kontuzji doznał w piątkowym pojedynku z Denver Nuggets, kiedy to już w pierwszej kwarcie zmuszony był opuścić parkiet. Od początku były obawy, że to poważny uraz, biorąc pod uwagę, że doszło do niego w sytuacji bez kontaktu z innym zawodnikiem.
To wielki cios dla Grizzlies, ale też dla samego zawodnika, który rozgrywał kolejny solidny sezon i był ważną częścią podkoszowej rotacji. Clarke notował średnio 10.0 punktów oraz 5.5 zbiórek, spędzając na parkiecie przeciętnie niecałe 20 minut w każdym spotkaniu. Trafiał też najlepsze w karierze ponad 65 procent rzutów z gry. Teraz wiadomo już, że jego decyzja, aby przed sezonem zaakceptować 4-letnie przedłużenie kontraktu o wartości 50 milionów dolarów, była właściwa.
Wiele wskazuje na to, że 26-latek nie zdąży wrócić do pełni zdrowia na start kolejnego sezonu. Gizzlies pod jego nieobecność będą musieli bardziej polegać na zawodników rezerwowych, a szansę na więcej minut otrzyma m.in. Xavier Tillman. Ekipa z Memphis przynajmniej na razie nie może poszukać zastępstwa dla Clarke’a wśród wolnych agentów, bo nie ma wolnego miejsca w składzie.
A jakby złych informacji dla Grizzlies było mało, to NBA w sobotę potwierdziła jeszcze, że z powodu przekroczenia limitu przewinień technicznych w niedzielnym meczu nie zagra Dillon Brooks.