Harrison Barnes w starciu numer 5 finałów NBA spudłował 12 ze swoich 14 rzutów. Rozegrał słabszy mecz po dwóch naprawdę mocnych. Na tym etapie rywalizacji zawodnicy są już zmęczeni, nieregularność jest efektem ubocznym. Nie wpływa to rzecz jasna na wartość skrzydłowego Golden State Warriors. Temat jego nowego kontraktu pozostaje jednym z najciekawszych wokół off-season.


Wraz z rosnącymi progami salary-cap i podatku od luksusu, Golden State Warriors mogą sobie pozwolić na zaoferowanie Harrisonowi Barnesowi umowy spełniającej jego finansowe oczekiwania. Jednak muszą pamiętać, że za rok na rynek wolnych agentów trafi Stephen Curry, któremu muszą przedstawić maksymalną ofertę. Na liście płac zrobi się bardzo ciasno. Właściciel drużyny – Joe Lacob twierdzi, że wyda tyle ile będzie trzeba, by utrzymać mistrzowski skład drużyny. W międzyczasie na horyzoncie pojawił się Kevin Durant, którego ściągnięcie wymagałoby poświęcenia Barnesa.

Jednak Harrison w czterech pierwszych meczach serii z Cavaliers wyglądał fantastycznie, zarówno w ataku, jak i w obronie, gdzie pomagał swoim kolegom ograniczać LeBrona Jamesa. Notował średnio 12,5 punktu, 5,5 zbiórki i trafiał 51,3 FG% oraz 42,9% za trzy. Skrzydłowy na rynek trafi jako zastrzeżony wolny gracz, a to oznacza, że Warriors będą mieli możliwość wyrównania każdej oferty, jaką otrzyma. Do tej pory nie mamy pewności czy GSW zdecydują się na ten krok.

W sezonie regularnym i w pierwszych rundach play-offów, rola Barnesa ograniczała się przede wszystkim do zadań defensywnych. Obserwatorzy podkreślali, że w rotacji Steve’a Kerra zawodnik nie jest w stanie odsłonić pełni swojego potencjału. Wynika to z faktu, że jest dopiero czwartą opcją w ataku, za Stephenem Currym, Klayem Thompsonem i Draymondem Greenem. Zmiana otoczenia mogłaby otworzyć mu znacznie więcej możliwości, ale oznaczałaby opuszczenie drużyny, która gwarantuje walkę o mistrzostwo NBA. To wyjątkowa trudna sytuacja.

De facto los Barnesa leży w rekach generalnego menadżera Warriors – Boba Myersa. Latem 2015 wychowanek North Carolina zrezygnował z 4-letniego przedłużenia za 64 miliony dolarów. Decyzja była słuszna, bo w tym roku może liczyć na propozycję zahaczające nawet o 20 milionów dolarów rocznie, jak podają ligowe źródła. W kolejce po gracza zaczynają ustawiać się drużyny mające sporo miejsca w swoim salary-cap, m.in. Boston Celtics, Los Angeles Lakers, Dallas Mavericks czy Phoenix Suns.

Pojawiły się przypuszczenia, że Warriors od początku sezonu zakładali, że nie oddadzą Barnesa bez względu na cenę. Mieli próbować zbić poziom ofert, jakie zawodnik otrzyma, gdy zostanie zastrzeżonym agentem. Sporym zaskoczeniem byłaby prośba Harrisona o pozwolenie na opuszczenie drużyny. Miałby podjąć taką decyzję, by koszykarsko awansować, tzn. znaleźć się w drużynie gotowej odblokować jego ukryty potencjał. W takich okolicznościach GM Myers zapewne próbowałby odesłać zawodnika na zasadzie sign-and-trade, co pozwoliłoby zyskać konkretną wartość w zamian. – Wszelkie statystyki i liczby bledną przy możliwości zdobycia mistrzostwa – mówi jednak Barnes.

NBA: Simmons rezygnuje z treningów


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna




  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    3 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments