Po raz ostatni LeBrona Jamesa na parkiecie widzieliśmy za sprawą historycznego występu przeciwko Oklahoma City Thunder, gdy pobił rekord Kareema Abdul-Jabbara pod względem liczby punktów rzuconych w NBA. Jak donoszą amerykańskie media, zarówno w tym spotkaniu, jak i poprzednich King James grał z mocnym bólem stopy, który zarówno samemu zawodnikowi, jak i całemu zespołowi może przysporzyć wiele kłopotów.
Za Los Angeles Lakers bardzo udany trade deadline. Klub spełnił zakładane przed zamknięciem okna transferowego założenia w postaci sprowadzenia rasowego rozgrywającego oraz strzelca, dodatkowo ściągając do zespołu cenionego rim protectora wraz z uznanym defensorem. Po dokonaniu roszad, na papierze skład Jeziorowców wygląda intrygująco, a drużyna pod skrzydłami LeBrona Jamesa i Anthony’ego Davisa może wkrótce sprawić dużo więcej przyjemności swoim kibicom, niż to miało miejsce w pierwszej połowie sezonu.
Warunkiem jest jednak oczywiście zdrowie. Zdrowie, które od dłuższego czasu nie jest sprzymierzeńcem Lakers. Po kilkutygodniowej absencji Davisa obecnie z problemami ze stopą mierzy się LeBron James. Zza oceanu dochodzą nas słuchy, że skrzydłowy od tygodni grał z bólem, a mimo tego w większości spotkań spędzał na parkiecie powyżej 37 minut. Można domyślać się jedynie, że zawodnik sam naciskał na trenera, aby jak najszybciej zanotować najwięcej punktów w historii i zdetronizować Kareema, jednak w ten sposób ryzykował pogłębienie się urazu i dłuższą absencję.
Jak twierdzi Chris Haynes z TNT ból w stopie LBJ momentami dochodzi do punktu, w którym staje się nie do zniesienia. Dyskomfort nie występuje przez cały czas, a pojawia się podczas przeciążeń. Z informacji insidera wynika, że sztab medyczny Lakers nie do końca wie, jak sklasyfikować uraz Jamesa oraz czy jego pogłębienie będzie wiązać się z operacją. Jak na razie klub dał odpocząć gwiazdorowi w dwóch ostatnich spotkaniach a w protokole meczowym przed poniedziałkowym starciem z Trail Blazers LeBron ma status day-to-day.
Obserwuj mnie na Twitterze -> Maks Kaczmarek (@maks_kacz) / Twitter