Ubiegłej nocy fenomenalny Damian Lillard poprowadził Portland Trail Blazers do zwycięstwa nad Utah Jazz. Rozgrywający po raz czwarty w karierze osiągnął barierę 60 punktów, ale tym razem zrobił to na niezwykle wysokiej skuteczności.
Portland Trail Blazers pokonali na własnym parkiecie Utah Jazz 134:124, a Damian Lillard rzucił 60 punktów (zabrakło mu dwóch punktów, by ustanowić nowy rekord kariery), miał osiem asyst, siedem zbiórek i trafił dziewięć rzutów za trzy. Wychowanek Weber State po raz czwarty w karierze zdobył przynajmniej 60 punktów, wyrównując tym samym osiągnięcie Michaela Jordana i Jamesa Hardena. Ponadto Lillard wyprzedził Vince’a Cartera, zostając szóstym graczem w historii pod względem liczby celnych trójek.
Występ ten był wyjątkowy także z innego powodu. Gwiazdor Trail Blazers trafiał znakomitą większość oddawanych rzutów (21/29 z gry, czyli 72,4 proc. skuteczności), dzięki czemu był to najbardziej efektywny 60-punktowy występ w historii NBA.
– To był najbardziej efektywny 60-punktowy występ w historii? To szalone – dziwił się Lillard na konferencji prasowej.
32–latek stwierdził również, że nie było to takie trudne i po prostu zagrał tak, jak powinien.
– Zdobycie 60 punktów jest wyjątkowe za każdym razem, ale w tym przypadku czułem, że przyszło mi to całkiem łatwo. Myślałem, że rozegrałem ten mecz tak, jak powinienem. Wiedziałem, że to mecz który musimy wygrać, więc wyszedłem z nastawieniem na atakowanie. Czułem się inaczej, ponieważ wszystko wydawało się takie proste. Po prostu brałem to, co mi dali. Czułem, że podawałem w odpowiedni sposób i atakowałem luki w defensywie. Kiedy cofali się pod kosz, rzucałem za trzy, a gdy widziałem, że strefa podkoszowa jest otwarta atakowałem pomalowane– tłumaczył koszykarz.
Damian Lillard rozgrywa kolejny znakomity sezon, zaliczając 30,1 punktu i 7,4 asysty na mecz. Zespół z Portland na razie jednak rozczarowuje i z bilansem 23-25 zajmuje dopiero 12. miejsce w Konferencji Zachodniej.