Przed zbliżającą się trzecią rocznicą tragicznej śmierci Kobego Bryanta wokół NBA rozgorzała dyskusja, jak przykładnie uczcić ulubieńca kibiców i legendę najlepszej ligi świata. Jednym z pomysłów jest zastrzeżenie jego numeru w całej lidze, podobnie, jak stało się to po odejściu Billa Russella.
Głośna decyzja o zastrzeżeniu numeru Billa Russella wywarła na władzach NBA sporą presję. Russell nie jest bowiem jedyną legendą ligi, której nie ma już z nami, a stał się jedynym w historii, którego numer zastrzeżono odgórnie w każdym z klubów NBA. W ligowych kuluarach mówi się, że Adam Silver chce podobną decyzję podjąć w sprawie Kobego Bryanta, aby w ten sposób uczcić największą zmarłą legendę nowej historii amerykańskiej koszykówki.
Na te wieści w lidze rozgorzała dyskusja, czy aby na pewno jest to zasadna decyzja. Włączył się do niej Julius Erving. –Myślę, że nie powinno się sytuacji Kobego porównywać z sytuacją Russella – przyznał Dr. J. – Jesteśmy świeżo w tym temacie i zobaczmy, jak to wszystko się rozwinie. Ich dokonania są nie do porównania.
–To bardziej sytuacja Lakers jako organizacji. Zastrzeżenie i nich numeru ma sens, ale żeby zrobiła to cała liga, prawdopodobnie nie – dodał.
Pod wątpliwość brany jest zwłaszcza wkład w rozwój ligi i społeczności koszykarskiej poza parkietem. Russell walczył o równouprawnienia koszykarzy i trenerów, przecierając szlaki dla wielu kolejnych znamienitych postaci NBA. Mimo że Kobi był ulubieńcem kibiców, liga za jego czasów mogłaby nie wyglądać w ten sam sposób bez Billa Russella.