W czwartym meczu finałowym I ligi Dariusz Wyka był mocnym punktem swojego zespołu. Zawodnik zapisał na swoim koncie 13 punktów i sześć zbiórek dzięki czemu mógł wraz z kolegami z zespołu świętować wygraną i doprowadzenie do remisu 2:2 w serii finałowej.
Nasuwa się pytanie, co zrobiliście od sobotniego wieczoru do niedzielnego popołudnia skoro dziś zagraliście o niebo lepiej?
– Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia tak na gorąco. Jak sobie powiedzieliśmy właśnie w szatni, przebyliśmy drogę z piekła do nieba. Wydaje mi się, że wyszliśmy po prostu bardziej agresywnie, wczoraj myśleliśmy, że się samo wygra, a to na pewno tak nie jest. Była to nasza pierwsza porażka na wyjeździe i w rozmowach z kolegami z zespołu doszliśmy do wniosku, że wczoraj pokazaliśmy jak się nie powinno grać w koszykówkę. Legia była w sobotę bardzo dobrze dysponowana, każdy kto wchodził z ławki trafiał dosłownie wszystko. Dziś akurat to my byliśmy lepiej dysponowani, dodaliśmy większą agresję i udało się wygrać.
Był czas na analizę sobotniego meczu, czy tylko wyjaśniliście sobie kilka spraw i ruszyliście do kolejnego starcia?
– Nie, nie robiliśmy żadnej analizy, tylko to co sobie powiedzieliśmy w szatni, że tak nie może być, że dzieją się takie rzeczy. Wygraliśmy u siebie różnicą ponad dwudziestu punktów, a przyjeżdżamy tutaj i przegrywamy jeszcze wyżej. Po powrocie z hali powiedzieliśmy sobie kilka mocnych słów, we własnym gronie w pokoju hotelowym, pogadaliśmy o tym jak powinna wyglądać nasza gra i jak się okazuje zrealizowaliśmy swój plan.
W takich sytuacjach często bardzo ważną rolę odgrywa trener zespołu. Motywował was, dawał wskazówki, czy rozmawialiście tylko we własnym gronie?
– Rozmawiał, podpowiadał, co i jak mamy robić, gdzie są mocne i słabe strony Legii. Stosowaliśmy różne opcje w defensywie, na szczęście wszystko się nam udało.
Dość dziwny przebieg ma ten finał. Niby jest 2-2, ale w zasadzie w każdym meczu ktoś wyraźnie wygrywał.
– Tak jest, dokładnie. Albo jedni, albo drudzy przesądzają losy meczu więc szanse oceniam pół na pół, wiadomo, że nasza hala będzie atutem dla nas, wszystko na pewno rozstrzygnie się w środę.
Czasu mało, mecz w środku tygodnia, co prawda w Krośnie, ale Legia już was tam pokonała. Dacie się zaskoczyć jej po raz drugi?
– Będziemy robić wszystko, żeby nie dać się zaskoczyć. Odpoczniemy, czeka nas odnowa biologiczna, jakieś lekkie treningi do środy i w środę musimy wygrać.
Kluczowym momentem tego spotkania chyba był początek trzeciej kwarty? Pewnie się spodziewaliście zrywu Legii, ale to wy powiększyliście swoją przewagę dość szybko.
– Tak, tam była jeszcze moja głupia strata, trochę się zaniepokoiliśmy, ale już później trafiliśmy kilkukrotnie i było po zawodach jak to się mówi.
Dużo się mówi o mentalności w drużynach, że to ona decyduje kto danego dnia wygrywa. Jak może to wyglądać przed decydującym, meczem?
– Te przewagi mentalne na pewno są, ja daję szanse 50 na 50, a może skoro gramy u siebie to dam 60% – 40% na naszą korzyść.
Obserwuj @eRKaczmarski
Obserwuj @PROBASKET