Pomimo ważnego kontraktu przyszłość Damiana Lillarda wciąż stoi pod małym znakiem zapytania. Portland Trail Blazers robią wiele, by zachować swoją gwiazdę, ale zawodnik może wkrótce stracić cierpliwość, a dwuletnie przedłużenie umowy, o którym mówiło się w ostatnim czasie, jest teraz niepewne.
Sytuacji Damiana Lillarda bacznie przygląda się wielu generalnych menadżerów. Choć zawodnik deklaruje swoją lojalność do Portland Trail Blazers, których barwy reprezentuje nieustannie od dołączenia do ligi w 2012 roku, to potrzebuje wyraźnego znaku, że jego zespół będzie w stanie nawiązać wkrótce walkę z najlepszymi.
Amerykańskie media donoszą, że klubowym włodarzom wciąż nie udało się w pełni zadowolić rozgrywającego, choć PTB pozyskali Jeramiego Granta oraz Gary’ego Paytona II – co dla Golden State Warriors może okazać się znaczną stratą – a kontrakty przedłużyły fundamentalne elemety zespołu w osobach Anfernee Simonsa i Jusufa Nurkicia. Sam Amick z The Athletic donosi jednak, że informacje o tym, jakoby Lillard miał podpisał niedługo dwuletnie przedłużenie warte ponad 100 milionów dolarów, mogą się ostatecznie nie sprawdzić.
Obecna umowa 31-letniego zawodnika wygasa wraz z końcem sezonu 2024-25, choć ostatni rok to warta prawie 49 milionów opcja zawodnika. W ostatnich dniach mówiło się, że Blazers chcą zatrzymać swoją gwiazdę co najmniej do 2027 roku, jednak obecnie takie rozwiązanie sprawy wydaje się wątpliwe. Amick podkreśla, że kierownictwo PTB nie jest ograniczone 'deadlinem’ w postaci rozpoczęcia sezonu, ale według jego źródeł ewentualna prolongata nie jest jeszcze pewna.
Pozyskanie Jeramiego Granta z pewnością uspokoiło nieco Lillarda. W poprzednim sezonie, w którym rozgrywający rozegrał jedynie 29 spotkań, defensywa Portland była jedną z najgorszych w całej lidze (29. miejsce; 116,3 traconych punktów na mecz). Pozwalali przeciwnikom na wiele punktów po własnych stratach (28. miejsce; 17,5 pkt), choć nieco lepiej radzili sobie w pomalowanym (17. miejsce; 47,5 pkt) i w straconych punktach drugiej szansy (15. miejsce; 13,0 pkt). Były już skrzydłowy Detroit Pistons uznawany jest za solidnego defensora, który może odmienić nieco ten stan rzeczy.
Kluczowe jest również to, jakie wyobrażenia co do Portland Trail Blazers ma sam Lillard. Nic nie wskazuje na to, by dokonane i ewentualne kolejne ruchy uczyniły z nich kandydatów do walki o tytuł mistrza Zachodu, szczególnie przy Golden State Warriors, Phoenix Suns czy wzmacniających rotacje Los Angeles Clippers i Denver Nuggets. Nie ulega jednak wątpliwości, że 31-latek jest obecnie u szczytu swoich możliwości i z pewnością chce wygrywać już teraz, bez oczekiwania na (ewentualny) rozwój młodzieży.
Dyspozycja Blazers może być zależna m.in. od formy Anfernee Simonsa. W drugiej części poprzedniego sezonu obrońca prezentował się wyjątkowo solidnie, czym zapracował na wartą 100 milionów dolarów umowę. Trzeba jednak zaznaczyć, że choć bez Lillarda notował on średnio 18,8 punktu, 4,6 asysty oraz 2,6 zbiórki na mecz, to z nim u boku zdobywał 7,9 punktu, 1,3 asysty oraz 2,0 zbiórki na mecz. To, w jaki sposób odnajdzie się zarówno przy zdrowym już Damianie, jak i Jeramim Grancie, będzie miało kolosalne znaczenie w kontekście przyszłości organizacji ze stanu Oregon.
Czy Blazers uszanują wolę Lillarda, jeśli ten poprosi o transfer? Wiele wskazuje na to, że tak – podobnie jak zrobili to Oklahoma City Thunder z Russellem Westbrookiem. Muszą jednak mieć pewność, że wykorzystali każdą możliwą okazję i zrobili wszystko, by go u siebie zatrzymać, zwłaszcza że rozgrywający udostępnił wczoraj na 'Instagram Stories’ post z napisem „Loyalty has a expiration date” czyli „Lojalność ma datę ważności”. Nie musi być to nawiązanie do jego relacji z Blazers, ale klub powinien zachować czujność.