Mimo że Jayson Tatum znalazł się w tegorocznym gronie zawodników zaliczonych do All-NBA teams, skrzydłowy domaga się od ligi znaczących zmian przy wyborze nominowanych w tej kategorii. Wszystko przez zeszłosezonowy zawód gwiazdora Celtics i wielkie pieniądze, które przeszły mu koło nosa.
26 punktów, 7 zbiórek, 4 asysty – takie średnie notował w zeszłych rozgrywkach Jayson Tatum. Mimo najlepszego indywidualnie sezonu w jego dotychczasowej wtedy karierze skrzydłowy nie został nominowany do zespołu All-NBA. Z tego powodu gwiazdor Celtics nie mógł skorzystać z przysługującego jedynie graczom wybranym do najlepszych piątek NBA maksymalnego przedłużenia kontraktu, przez co na aktualnej umowie stracił dziesiątki milionów dolarów.
–Jak to się mówi: „dzień spóźnienia i dolara brak”? – zapytał z uśmiechem dziennikarzy na przedmeczowej konferencji Tatum. –Oczywiście, jestem wdzięczny. Pierwsza drużyna NBA, to wielka sprawa. Jestem wdzięczny za tegoroczne wyróżnienie.
–W zeszłym roku czułem się naprawdę zlekceważony. Rozmawiałem o tym z innymi i sądzę, że kryteria i sposób głosowania są zbyt ogólne. Nie ma tak naprawdę ustalonych zasad, kto powinien się zakwalifikować – dodał.
W ostatnich latach za wybór laureatów nagród indywidualnych odpowiedzialni są przedstawiciele mediów. W przypadku piątek All-NBA każdy z dziennikarzy wybiera, jego zdaniem, trzy najlepsze zespoły, a następnie punkty są sumowane. W ten sposób często zdarza się, że zawodnicy z tzw. wielkich rynków, o których częściej słyszy się w mediach, są faworyzowani.
Na ten moment wiadomo, że NBA myśli nad określeniem minimalnej granicy liczby spotkań, które koszykarz musi rozegrać, aby mieć szanse na nominację do nagrody indywidualnej.