Przewaga własnego parkietu okazała się potrzebna dla Atlanty Hakws i Toronto Raptors, którzy wygrywając piąte spotkanie w serii do siedmiu zwycięstw objęli prowadzenie 3-2. Szczególnie mrożące krew w żyłach było spotkanie w Kanadzie, gdzie równo z syreną jak się wydawało spotkanie zremisował Solomon Hill, jednak jego trójka wpadła do kosza po czasie – tak zdecydowali sędziowie.
INDIANA PACERS 99 – 102 TORONTO RAPTORS
DeMarr Derozan w końcu odnalazł odpowiedni rytm gry i w spotkaniu na przełamanie remisu pokazał dlaczego został wybrany do gry w Meczu Gwiazd. Obrońca Kanadyjczyków wziął na siebie ciężar gry zdobywając 34 punkty, czym postawił Toronto Raptors w pozycji, w której jeszcze jedno zwycięstwo w dwóch następnych meczach daje im awans do następnej rundy.
Czułem się normalnie, jak ja. Tu chodzi o cierpliwość. Nie możesz dać się sfrustrować ani zdenerwować. Musisz grać swoją grę i my to zrobiliśmy – skomentował DeMarr, który w pierwszych czterech spotkaniach trafiał ze skutecznością poniżej 30% z gry.
Spotkanie należało do wyjątkowo ciekawych. Podopieczni Dwyane Casey’a w drodze do wygranej musieli przebrnąć przez wysokie schody. Paul George podobnie jak w meczu nr 1 był na fali (38 punktów, 8 zbiórek, 8 asyst), Kyle Lowry, ich własny gwiazdor po raz kolejny zawiódł z 14 punktami na marnej skuteczności 3/14 z gry, a do tego wszystkiego gospodarze tracili do Indiany Pacers aż 13 punktów w ostatniej, czwartej kwarcie spotkania.
Goście świetnie radzili sobie przez pierwsze trzy kwarty. W tym czasie na 29 prób trafili 13 razy zza łuku, czym wypracowali sobie dwuliczbową przewagę nad obsadzonymi na drugim miejscu w Konferencji Raptors. Czwarta kwarta to jednak oddzielna historia. Gospodarze podkręcili tempo, uszczelnili obronę, a podopieczni Franka Vogela zaczęli oddawać wymuszone, trudne rzuty czego rezultatem było 4 na 15 z gry i jedynie 9 punktów na przestrzeni 12 minut.
Sądzę, że głośny tłum, intensywność spotkania odsunęły nas od tego, co przez cały mecz robiliśmy dobrze. Przestaliśmy być agresywni i atakować obręcz. Zaczęliśmy grać nerwowo i to dało rezultat – skomentował Monta Ellis (8 punktów). Mecz piąty zostanie rozegrany w piątek. Zwycięstwo Pacers przedłuża serię do ostatniego, decydującego meczu nr 7, natomiast porażka – gwarantuje awans do drugiej rundy Toronto Raptors.
[ot-video][/ot-video]
BOSTON CELTICS 83 – 110 ATLANTA KAWKS
Cóż za zwrot akcji! Atlanta Hakws w piątym meczu serii z Celtics wyglądali jak zaprogramowana maszyna. W pierwszej kwarcie gospodarze mieli zaledwie 15 oczek na koncie, jednak na ratunek wyszedł Kent Bazemore. Jego trzy trójki z rzędu w drugiej kwarcie obudziły w gospodarzach potwora, który przez resztę spotkania był nie do powstrzymania. W kolejnych dwóch kwartach Hawks nie mogli spudłować zapisując na swoim koncie 70 punktów w mniej niż ponad dwie kwarty. Zapytany o tą sytuację, Kyle Korver złapał się za głowę mówiąc: Nie widziałem nigdy czegoś takiego. Na pewno nie w playoffach.
Boston Celtics po poprawnym początku nie byli w stanie utrzymać skuteczności w ataku w dalszych fazach spotkania, czego odzwierciedleniem jest wynik 110-83 wskazujący na pewne zwycięstwo gospodarzy. Podopieczni Brada Stevensa grali bez pomysłu w ataku. Zanotowali zaledwie 19 asyst (do 30 asyst Hawks), dodali do tego aż 20 strat. Wszystko to złożyło się na fakt, że gospodarze w całym meczu oddali aż 19 rzutów więcej z gry, trafiając w tym dwa razy więcej trójek (14 do 7). Jastrzębie od początku prezentowali wyrównany atak, dzieląc zdobywane punkty pomiędzy każdego zawodnika znajdującego się na boisko. Najlepszym strzelcem był rezerwowy Mike Scott (17 punktów), po 16 dodali zarówno Kent Bazemore i Jeff Teague. Paul Millsap po swoim dominującym występie w meczu nr 4 (45 punktów) tym razem został powstrzymany do zaledwie 10 punktów.
Mieliśmy problem z trafianiem rzutów. To z pewnością frustrujące. Pomyślałem sobie jednak, że jeżeli dalej będziemy tak bronić to mamy szansę – skomentował Brad Stevens. Okazało się, że szkoleniowiec Celtów się mylił. Jego gracze nie mieli najmniejszej szansy na wygraną w tym meczu. Wciąż mają oni jednak okazję, by wyrównać stan rywalizacji do 3-3 w czwartkowym spotkaniu w Bostonie.
[ot-video][/ot-video]