Trwające play-offy znacząco wzmocniły wartość Jalena Brunsona, który latem stanie się wolnym agentem. Jakie plany mają na swojego zawodnika Dallas Mavericks i kto może okazać się czarnym koniem w wyścigu po podpis rozgrywającego?
Jalen Brunson fantastycznie wszedł w tegoroczne play-offy, w pięciu spotkaniach przeciwko Utah Jazz notując średnio 28,6 oczek. Zawodnik zajmuje piątą lokatę w klasyfikacji punktowej i znajduje się wśród 11 graczy notujących średnio powyżej 25 punktów w postseason. Warto dodać, że pozostała dziesiątka ma na swoim koncie występy w All-Star Game, a Brunson w zeszłorocznych play-offach notował zaledwie 8 punktów.
Trzeba przyznać, że rozgrywający świetnie wykorzystał szansę stworzoną przed uraz Luki Doncicia, czym mógł zapracować sobie na nową lukratywną umowę. Już za kilka miesięcy zawodnik stanie się bowiem niezastrzeżonym wolnym agentem, a rywalizować o jego podpis będzie kilka niezłych marek.
Czołową opcją dla zawodnika wydaje się oczywiście pozostanie w Mavericks. Organizacja przegapiła jednak zeszłego lata okazję, aby podpisać rozgrywającego na wieloletnią, przychylną klubowemu portfelowi umowę. Jak zdradza Tim MacMahon z ESPN, klub swój błąd naprawić chciał po trade deadline, jednak Brunson słowami „wrócimy do tej rozmowy latem” odrzucił opiewany na 55,5 mln dolarów czteroletni kontrakt.
Teraz rozgrywający wart jest już znacznie więcej. Trudno spodziewać się, aby zadowoliła go czteroletnia umowa warta mniej niż 70 mln dolarów. Mimo że miejsce w portfelu ekipy z Dallas powoli się kurczy, jest możliwe, aby organizacja zapłaciła zawodnikowi preferowaną przez niego kwotę.
Konkurencja jednak nie śpi. Dużo mówi się o zainteresowaniu zawodnikiem ze strony New York Knicks i Detroit Pistons. Oba zespoły mają wystarczający space cap, aby pokusić się na podpisanie umowy z Brunsonem o wysokości nawet 80 mln dolarów. Z najnowszych informacji wynika, że sign-and-trade z udziałem Mavericks nie wchodzi w grę.