W ostatnich tygodniach wiele rzeczy nie idzie po myśli Los Angeles Lakers. Przegrany mecz z dużo niżej notowanymi Houston Rockets podsumowuje tegoroczną formę Jeziorowców. Na szczególną uwagę zasługuje jednak ostatnia akcja czwartej kwarty, w której LeBron James mógł zapewnić swojej drużynie zwycięstwo, ale podał, niczym Ben Simmons w zeszłorocznych playoffach.
Los Angeles Lakers byli w posiadaniu piłki w ostatniej akcji czwartej kwarty meczu z Houston Rockets, kiedy to na tablicy wyników widniał remis 120:120. LeBron James zdołał minąć kryjącego go Erika Gordona, z kolei znajdujący się David Nwaba wyskoczył zbyt wcześnie, by w odpowiedni sposób powstrzymać skrzydłowego Jeziorowców. Przepis na „tragedię” murowany.
James nie zdecydował się jednak na atak na kosz, choć ekipie z Miasta Aniołów do zwycięstwa potrzebny był zaledwie punkt. Był on co prawda pod, a nawet nieco za tablicą, ale mimo wszystko mógł próbować zakończyć akcję layupem. Zamiast tego 37-latek podał do ustawionego za linią rzutów za trzy punkty Carmelo Anthony’ego, który po szybkim kroku i minięciu Kenyona Martina Jr’a. spudłował z półdystansu.
Decycja ta okazała się brzemienna w skutkach. Rakiety rozpoczęły dogrywkę od serii 13:0, która przesądziła o losach spotkania. LeBron zakończył mecz z dorobkiem 23 punktów, 14 zbiórek, 12 asyst, 1 przechwytu i 4 bloków, trafiając przy tym tylko 9 z 26 rzutów z gry (aż 1/9 za trzy). Dla Lakers była to już 9. porażka w 11 ostatnich spotkaniach.
Jeziorowcy plasują się obecnie na 9. miejscu w tabeli konferencji zachodniej z bilansem 28-37. Gdyby nie wprowadzony w ostatnich latach turniej play-in, ich sezon mógłby być już spisany na straty. Ich rywal zza miedzy – Los Angeles Clippers – ma obecnie aż siedem zwycięstw więcej (jak i 3 rozegrane spotkania więcej) i nic nie wskazuje na to, by mieli tę pozycją oddać. Forma LeBrona i spółki sugeruje bowiem, że nie będą w stanie wspiąć się w górę tabeli.
Temat Los Angeles Lakers i ich problemów poruszyli także Michał Pacuda i Krzysztof Sendecki w najnowszym odcinku Podcastu PROBASKET LIVE. Gorąco polecamy!