W nowych barwach zadebiutowali tej nocy m.in. Caris LeVert, Buddy Hield czy Tyrese Haliburton, a Cleveland Cavaliers po imponującym powrocie pokonali Indiana Pacers. W Filadelfii Sixers ograli Oklahoma City Thunder, ale na pierwszy występ Jamesa Hardena w Mieście Braterskiej Miłości będziemy musieli jeszcze zaczekać. Emocji nie zabrakło w Bostonie, gdzie Celtics z nowym nabytkiem w osobie Derricka White’a ograli Denver Nuggets. Kłopoty przez długi czas mieli Chicago Bulls, ale świetna postawa DeMara DeRozana w czwartej kwacie zapewniła Bykom zwycięstwo nad Minnesota Timberwolves.
Detroit Pistons – Charlotte Hornets 119:141
- Charlotte Hornets podeszli do tego spotkania po fatalnej serii aż sześciu porażek z rzędu. Starcie z dużo niżej notowanymi Detroit Pistons było zatem doskonałą okazją, by powrócić na zwycięskie tory, co Szerszenie bezlitośnie wykorzystały. W pierwszej kwarcie grę przyjezdnych napędzał LaMelo Ball, autor 11 punktów, 3 asyst i 2 przechwytów w nieco ponad 10 minut. W drugiej odsłonie taką samą liczbę oczek zaaplikował rywalom Terry Rozier, a przewaga Hornets osiągnęła pułap nawet 25 punktów (55:79)
- Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie, choć Tłoki zdołały znacząco poprawić swoją skuteczność. Wyróżniał się przede wszystkim Jerami Grant, który w trzeciej odsłonie trafił wszystkie sześć rzutów z gry i zapisał wówczas na swoje konto 15 punktów. Strata Pistons mimo wszystko nie topniała, bo skutecznością błysnęli podopieczni Jamesa Borrego (LaMelo Ball 4/5, Miles Bridges 3/3, Mason Plumlee 2/3). Problemy miał jedynie Kelly Oubre Jr, który spudłował wszystkie cztery próby (wszystkie za trzy), ale niedobór trafień zza łuku nadrobił wspomniany Ball (3/3). Hornets cały czas utrzymywali bezpieczną przewagę i bez problemów dowieźli ją do ostatniej syreny.
- Świetny mecz rozegrał LaMelo Ball, autor 31 punktów, 12 asyst, 5 zbiórek i 4 przechwytów (7/9 za trzy). Triple-double w postaci 25 punktów, 11 asyst i 10 zbiórek zanotował Terry Rozier. Miles Bridges dołożył 25 oczek i 4 zbiórki, ale miał też 6 strat. Wchodzący z ławki rezerwowych P.J. Washington dorzucił 13 punktów.
- Solidny debiut w barwach Charlotte Hornets zaliczył Montrezl Harrell. Środkowy skompletował 15 punktów, 6 zbiórek i po jednej asyście, przechwycie oraz bloku (7/9 z gry). Trafił jednak tylko 1 z 5 prób z linii.
- Po stronie Pistons wyróżniał się przede wszystkim Saddiq Bey, zdobywca 25 punktów. Isaiah Stewart dołożył podwójną zdobycz w postaci 15 punktów i 12 zbiórek. Tyle samo oczek dołożył Jerami Grant. Dobrze spisali się też rezerwowi. Hamidou Diallo zdobył 16 punktów i 7 asyst, a Killian Hayes odnotował double-double (11 punktów, 12 asyst).
Indiana Pacers – Cleveland Cavaliers 113:120
- Caris LeVert nie musiał czekać długo na swój pierwszy powrót do Indianapolis w nowych barwach. Jego Clevlenad Cavaliers źle weszli jednak w mecz, choć w pierwszej kwarcie trafili prawie 50% swoich rzutów, w tym 4/6 za trzy. Indiana Pacers byli jednak piekielnie skuteczni, trafiając 17 z 24 prób z gry, w tym szalone 10/12 zza łuku. Błyszczały przede wszystkim nowe nabytki: Tyrese Haliburton (12 pkt), Buddy Hield (6 pkt) i Jalen Smith (6 pkt). Każdy z nich trafił po dwie trójki, a Pacers wygrali pierwszą odsłonę 47:28.
- Kawalerzyści momentalnie rozpoczęli proces odrabiania strat, a ciężar zdobywania punktów wziął na swoje barki Jarrett Allen. Udało im się nawet zmniejszyć stratę do 8 oczek, ale na przerwę chodzili z 11-punktowym deficytem (74:63). Na początku drugiej połowy po obu stronach parkietu szwankowała nieco skuteczność. Punkty LeVerta i Deana Wade’a pozwoliły jednak Cleveland wygrać tę część gry 25:22 i jeszcze bardziej zbliżyć się do rywala.
- Trzecia kwarta całkowicie należała już jednak do przyjezdnych. Skutecznością popisał się LeVert (4/4 z gry), dwie niezwykle cenne trójki dołożył Rajon Rondo, a cały zespół Cavs trafił 75% wszystkich prób z gry. Pacers zabrakło natomiast skuteczności, szczególnie zza łuku (2/11). Wsad Evana Mobleya na 44,5 sekundy przed końcem wyprowadził przyjezdnych na 5-punktowe prowadzenie (113:118). W kolejnej akcji błąd popełnił Haliburton, po czym Rondo pewnie wyegzekwował dwa rzuty osobiste, ustalając tym samym rezultat spotkania.
- Ofensywę Cavaliers napędzali tej nocy Caris LeVert (22 punkty, 5 asyst, 3 przechwyty; 10/19 z gry) oraz Jarrett Allen (double-double w postaci 22 punktów, 14 zbiórek; 8/12 z gry). Kluczowe okazało się wsparcie rezerwowych. Rajon Rondo dołożył 17 punktów, 6 asyst, 7 zbiórek i 3 przechwyty, a Cedi Osman i Kevin Love po 14 oczek. Evan Mobley skompletował tylko 8 punktów i 2 asysty, ale dołożył 2 przechwyty i 3 bloki.
- – Dzisiejsza noc miała trochę większe znaczenie, bo byłem tutaj zaledwie tydzień temu. To była z pewnością dziwna energia, alae tak właśnie jest, w NBA każdego dnia możesz być wymieniony – zwłaszcza w okolicach trade deadline, ale zdecydowanie dobrze było wygrać ten mecz – mówił po zakończonym spotkaniu LeVert.
- Aż sześciu zawodników Pacers zakończyło mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym. Byli to Tyrese Haliburton (23 punkty, 6 asyst, 6 strat; 4/6 za trzy), Oshae Brissett (double-double w postaci 18 punktów, 11 zbiórek), Chris Duarte (18 pkt), Buddy Hield (16 punktów, 8 asyst, 9 zbiórek), Jalen Smith (12 pkt) oraz Chris Duarte (11 pkt).
Philadelphia 76ers – Oklahoma City Thunder 100:87
- Pierwszy mecz Philadelphia 76ers od transferu Jamesa Hardena, ale na jego debiut sympatycy Szóstek będą musieli jeszcze zaczekać. Pomimo jego nieobecności gospodarze zdołali pokonać dużo niżej notowanych Oklahoma City Thunder, choć nie obyło się bez problemów.
- Przed przerwą Sixers nie byli w stanie udokumentować faktu, że na papierze są zdecydowanie lepszym zespołem. Choć Grzmoty miały poważne problemy ze skutecznością, to gracze Philly spisywali się w ofensywie jeszcze gorzej. W pierwszej kwarcie Tobias Harris trafił tylko 1 z 5 prób, Danny Green był 0/2, Shake Milton 1/3, a Joel Embiid 2/7. W drugiej odsłonie sytuacja już się poprawiła, ciężar gry na swoje barki wziął Tyrese Maxey, ale wciąż swojego rytmu odnaleźć nie mogli Embiid (1/4) i Harris (1/4). 76ers schodzili do szatni na przerwę ze skromnym prowadzeniem, choć jeszcze chwilę wcześniej przegrywali (46:41).
- W trzeciej „ćwiartce” podopiecznym Doca Riversa finalnie udało się zrobić różnicę. Wyższy bieg wrzucił co prawda Derrick Favors, ale w ślad za nim nie poszli partnerzy, w tym przede wszystkim Luguentz Dort (1/7) czy Josh Giddey (0/4). Świetnie prezentowali się natomiast wspominani Embiid i Harris, swoje w dalszym ciągu robił Maxey, a Szóstki odskoczyły z wynikiem (77:61). Ostatnią część gry zdołali wygrać Thunder, ale gospodarze nie pozwolili wyrwać sobie zwycięstwa z rąk.
- Sixers do zwycięstwa poprowadziła przede wszystkim dobra postawa tercetu Joel Embiid (25 punktów, 19 zbiórek, 4 asysty, 5 bloków), Tobias Harris (17 punktów, 11 zbiórek, 3 bloki), Tyrese Maxey (24 punkty, 5 zbiórek). Środkowy Sixers miał jednak drobne problemy ze skutecznością (8/25 z gry), co mogło mieć bezpośrednie przełożenie na końcową różnicę punktową.
- Thunder w dalszym ciągu muszą radzić sobie bez Shaia Alexander-Gilgeousa. Efektownym double-double popisał się Dariuz Bazley, autor 14 punktów i 15 zbiórek. Derrick Favors otarł się o podwójną zdobycz z dorobkiem 16 oczek i 9 zebranych piłek, do czego dołożył jeszcze 3 bloki. Luguentz Dort i Aleksej Pokusevski dołożyli po 15 punktów.
Atlanta Hawks – San Antonio Spurs 121:136
- Po niedawnej imponującej serii zwycięstw Atlanta Hawks znów mają spore problemy. Jastrzębie przegrały 3 z 4 ostatnich pojedynków, bowiem minionej nocy niespodziankę sprawili San Antonio Spurs.
- Kluczowa dla końcowego rezultatu okazała się pierwsza odsłona. Przyjezdni dominowali już od pierwszych minut, co momentalnie przełożyło się na 17-punktowe prowadzenie (21:38). Świetnie spisywał się Dejounte Murray (11 punktów, 5 asyst, 3 zbiórki, 2 przechwyty w 9 minut), kapitalnie zza łuku dysponowani byli Doug McDermott (3/3) i Keldon Johnson (2/3), podczas gdy liderzy Hawks pudłowali rzut za rzutem (Trae Young 1/4; John Collins 1/4; Kevin Huerter 1/5; Bogdan Bogdanović 0/1). W drugiej odsłonie Jastrzębie zdołały nawiązać walkę i zmniejszyć stratę do 6 oczek, ale na przerwę mimo wszystko schodzili ze sporym deficytem (56:73).
- Początek trzeciej odsłony również należał do Spurs. Podopieczni Gregga Popovicha byli nie do zatrzymania i odskoczyli nawet na 26 punktów (60:86). Young i Bogdanović poprawili nieco skuteczność, ale Atlancie udało się zbliżyć z wynikiem jedynie na moment. Cały czas świetnie dysponowany był bowiem Murray, a po chwili ciężar gry wziął na siebie Johnson. Hawks nie byli już w stanie nawiązać walki i przegrywają kolejne spotkanie, choć w dalszym ciągu plasują się na 10. miejscu w tabeli konferencji wschodniej.
- Kapitalny występ zaliczył Dejounte Murray, autor triple-double w postaci 32 punktów, 15 asyst i 10 zbiórek (do tego 4 przechwyty; 11/18 z gry) Rozgrywający stał się samodzielnym liderem klasyfikacji potrójnych zdobyczy w historii San Antonio Spurs (15). Keldon Johnson dołożył 26 punktów, 5 asyst i 5 zbiórek. Devin Vassell dorzucił 20 oczek, Doug McDermott 13, a Jakob Poeltl 12. Wśród rezerwowych wyróżniał się Joshua Primo, autor 13 punktów.
- – O to właśnie chodzi w tej lidze. Trafiasz rzuty, pudłujesz rzuty, a dzisiejszej nocy my je trafialiśmy, zachowując też spokój i dojrzałość. Od pierwszej do ostatniej kwarty nie odpuściliśmy. Wiedzieliśmy, że nie możemy tego zrobić przeciwko takiemu zespołowi, jak Atlanta – komentował mecz Murray.
- Hawks zawiedli przede wszystkim pod względem skuteczności. Trae Young zdobył 18 punktów i 11 asyst, ale trafił tylko 6 z 15 rzutów (2/8 za trzy). Kevin Huerter zaaplikował rywalom 14 oczek, choć spudłował znaczną część swoich rzutów (6/17 z gry; 2/10 za trzy). Dużo lepiej w tej kwestii wypadli jednak Bojan Bogdanović (23 punkty; 8/14) czy Clint Capela, autor double-double w postaci 13 oczek i 11 zebranych piłek.
Boston Celtics – Denver Nuggets 108:102
- W pierwszej połowie spotkania przyjezdni z Denver prezentowali wysoką skuteczność rzutową (53,5% z gry) oraz zdobyli wiele punktów z ponowienia akcji. Problemem zespołu prowadzonego przez Michaela Malone’a była jednak duża liczba strat (14). Gracze Boston Celtics natomiast oddawali sporo rzutów za trzy, jednak nie imponowali w tym względzie skutecznością (5/19). Ostatecznie Bostończycy po pierwszej części meczu schodzili do szatni przegrywając 50:61.
- Trzecią odsłonę Celics zaczęli energicznie i przede wszystkim na lepszej skuteczności. Nuggets z kolei po przerwie prezentowali się słabiej, a straty wciąż stanowiły dla nich ogromny problem (aż 21 w meczu). Zaowocowało to pierwszą kwartą wygraną w tym meczu przez podopiecznych Ime Udoki (25:19). Przez większą część decydującego fragmentu spotkania obserwowaliśmy wymianę ciosów. Na kilka minut przed końcem meczu był remis 95:95, ale finisz należał już do koszykarzy z Bostonu. W ciągu ostatnich pięciu minut Cetics zrobili run 13:7 i ostatecznie odnieśli niezwykle ważne zwycięstwo.
- Nikola Jokić zdobył triple-double, notując 23 punkty, 16 zbiórek i 11 asyst. Innym zawodnikiem Denver Nuggets, który zaliczył udany występ, był Aaron Gordon, zdobywca 17 punktów i 6 zbiórek. Rezerwowy Facundo Campazzo dołożył 14 oczek, a Will Barton 13.
- Najlepszym punktującym Celtics z 24 punktami na koncie był Jasyon Tatum. Ponadto na wyróżnienie zasługuje Marcus Smart, który zdobył 22 punkty, 7 asyst i do tego dorzucił jeszcze 5 przechwytów. Gorzej wypadł Jaylen Brown, który trafił tylko 4 z 17 rzutów z gry (12 punktów).
- Debiut w barwach C’s zanotował Derrick White. Były rozgrywający San Antonio Spurs zdobył 15 oczek, 6 zbiórek i 2 przechwyty (6/12 z gry; 3/7 za trzy).
Autor: Janusz Nowakowski
Chicago Bulls – Minnesota Timberwolves 134:122
- Chicago Bulls pokonali Minnesota Timberwolves, ale ich zwycięstwo zrodziło się w bólach. Do przerwy podopieczni Billy’ego Donovana nie byli w stanie wyrażnie odskoczyć z wynikiem (60:59). Już wtedy dobrze radził sobie DeMar DeRozan, świetne zawody rozgrywał też Javonte Green i choć Byki były zdecydowanie skuteczniejszym zespołem (58,1% z gry przy 46,3% rywala), to popisy Anthony’ego Edwardsa wystarczyły, by wynik stale oscylował w granicach remisu.
- Po dwóch niezwykle wyrównanych kwartach (27:27 oraz 33:32) trzecia również zakończyła się remisem (32:32). O rezultacie miała zatem przesądzić ostatnia część gry. To właśnie wtedy prawdziwy popis swoich umiejętności zaprezentował DeRozan. Skrzydłowy Bulls zdobył wówczas aż 16 punktów, trafiając 7 z 10 rzutów z gry. Grający przez całą czwartą kwartę Coby White dorzucił 12 oczek i choć Timberwolves świetnie wyglądali zza łuku (6/11), to musieli już uznać wyższość Bulls.
- DeMar DeRozan skompletował ostatecznie 35 punktów, 6 zbiórek i 6 asyst. Co ciekawe, skrzydłowy Byków nie trafił ani jednej trójki (0/1). Nikola Vucević dołożył 26 punktów, 8 zbiórek i 7 asyst, a Javonte Green 23 punkty i 4 zbiórki. Kluczowe było również wsparcie Coby’ego White’a z ławki, który dorzucił 22 punkty.
- Po stronie Timberwolves prym wiedli Anthony Edwards (31 punktów, 8 asyst, 6 zbiórek) i Karl-Anthony Towns (27 punktów, 8 asyst, 8 zbiórek). Wspierał ich D’Angelo Russell, autor 18 punktów, ale reszta zespołu nie stanęła na wysokości zadania.
Utah Jazz – Orlando Magic 114:99
- Już po pierwszej kwarcie jasne było, że to nie będzie najlepsza noc Orlando Magic. Podopieczni Jamahla Mosleya przegrali tę odsłonę 12:28, trafiając w międzyczasie tylko 5 z 21 rzutów z gry. Ich sytuacja poprawiła się nieco w drugiej odsłonie, wygranej już 27:16 dzięki serii trafień Jalena Suggsa i Cole Anthony’ego, przez co na przerwę Utah Jazz schodzili z jedynie 5-punktowym prowadzeniem (44:39).
- W trzeciej „ćwiartce” ofensywy obu ekip dały prawdziwy popis umiejętności. Zarówno Magic, jak i Jazz trafiali ponad 60% swoich prób zza łuku. Skuteczni był przede wszystkim Royce O’Neale (3/3). Trafieniami z gry odpowiadali jednak Wendell Carter Jr. i Mo Bamba. Problemy miał natomiast duet obwodowych gospodarzy. Wstrzelić się nie mogli Donovan Mitchell (2/5) i Mike Conley (0/3), a wynik wciąż oscylował w graniacach remisu (77:74).
- Przez długi czas w czwartej kwarcie wydawało się, że Orlando Magic będą w stanie podjąć rękawicę i nawiązać walkę w końcówce. Jazz wypracowali sobie co prawda 10-punktową przewagę, ale w powietrzu czuć było wizję potencjalnego powrotu przyjezdnych. Rękę na pulsie trzymali jednak Donovan Mitchell, Udoka Azubuike czy Jordan Clarkson. Kilka istotnych rzutów spudłował jednak Bojan Bogdanović, ale ofensywna niemoc Magic uniemożliwiła im zbliżenie się z wynikiem.
- Donovan Mitchell miał problemy ze skutecznością (6/19), ale skompletował ostatecznie 24 punkty, 7 zbiórek i 3 przechwyty. Wspierali go przede wszystkim Jordan Clarkson (18 pkt), Hassan Whiteside (15 punktów, 18 zbiórek), Royce O’Neale (14 pkt) oraz Udoka Azubuike (12 pkt).
- Po stronie Magic o double-double otarli się Wendell Carter Jr. (22 punkty, 9 zbiórek) i Mo Bamba (16 punktów, 8 zbiórek). Dobry występ zaliczył też Cole Anthony (18 punktów, 6 zbiórek, 5 asyst), chociaż popełnił 7 strat. Jalen Suggs – 5. pick zeszłorocznego draftu – dołożył tylko 9 oczek i 7 asyst.