Sezon zupełnie nie układa się po myśli Boston Celtics. Zespół przeplata lepsze mecze z gorszymi i nie potrafi ustabilizować swojej formy. Dużo w tym winy dwójki młodych liderów – Jaysona Tatuma i Jaylena Browna. Wyraźnie coś w ich współpracy nie funkcjonuje tak, jak powinno.
Z bilansem 23-24 C’s zajmują 10. miejsce w tabeli wschodniej konferencji, zatem ostatnie zapewniające możliwości walki w turnieju play-in. Tuż za nimi są New York Knicks. Poprzedniej nocy Boston Celtics przegrali na własnym parkiecie z Portland Trail Blazers po runie 20:5 rywala w ostatnich siedmiu minutach. W tym okresie podopieczni trenera Ime Udoki nie trafili żadnego rzutu z gry. Trwało to dokładnie 7 minut i 19 sekund.
Robert Parish – legendarna postać zespołu z Bean-Town, zdaje się wiedzieć, w czym tkwi problem zespołu. – Mają naprawdę dobrą podstawę, bo mówimy o dwóch dynamicznych graczach w osobach Browna i Tatuma – mówi Parish. – Jednak problem w ich wypadku polega na tym, że nie potrafią sprawić, że zespół dzięki nim gra lepiej – dodał. Taka diagnoza kłopotów Celtics pojawiła się już wcześniej w tym sezonie.
Brownowi i Tatumowi zarzucono, że nie grają pod zespół, tylko pod siebie. Nie da się ukryć, że obaj dysponują ogromnym talentem. Mają jednak konkretny problem z tym, by dzięki swoim umiejętnościom sprawić, by mecz stał się łatwiejszy dla ich kolegów. Podobne opinie odcisnęły solidne piętno m.in. na karierach Carmelo Anthony’ego i Russella Westbrooka, którzy również indywidualnie są ponadprzeciętni, ale ich zespoły nigdy nie potrafiły wygrać.
– Kiedy Brown i Tatum robią swoje, reszta po prostu stoi i się przygląda – kontynuuje Parish. – W gruncie rzeczy Celtics mają dwóch strzelców, więc gdy jeden z nich nie daje rady, to zespół nie ma szans na zwycięstwo – kończy. Co się musi wydarzyć, by ten trend odwrócić? Coraz głośniej mówi się o rozdzieleniu tego duetu, ale Brad Stevens – dyrektor sportowy zespołu zapewne nie będzie chciał tak szybko rozstać się z utalentowanym duetem.