Atmosfera podczas wyjazdowych meczów w obozie z Golden State Warriors przypomina szkolną wycieczkę. Bardzo dobre relacje w drużynie oddał prima aprilisowy żart, który zawodnicy wykręcili Festusowi Ezeliemu. Przepisem na sukces są dobre wyniki, ale okazuje się, że jest coś jeszcze.
Zawodnicy, sztab, rodzina i koledzy, siadają przy restauracyjnym stole gotowi zjeść dobrą kolację. Rozmawiają, śmieją się, wymieniają opiniami. Nie ma żadnego sygnału, który wskazywałby na to, że w tej wielkiej rodziny są jakiekolwiek zgrzyty. Golden State Warriors znaleźli sposób na to, jak spędzać ze sobą czas i nie mieć siebie dość. Zmienili swoje podejście do meczów wyjazdowych.
Większość ekip zaraz po spotkaniu udaje się do samolotu, którym wraca prosto do domu. Warriors zdecydowali, że będą postępować inaczej. Jeżeli na drugi dzień nie mają zaplanowanego meczu, noc spędzają w mieście, w którym rozgrywali mecz. Wylatują następnego ranka. Zmianę podyktowały co najmniej dwie rzeczy.
Pierwsza z nich, to możliwość interakcji zawodników na pomeczowej kolacji, druga – to opinia specjalistów od snu, którzy zalecili drużynie nie latać samolotem zaraz po meczu, ponieważ znacznie lepiej na zdrowie graczy działa naturalny sen – na ziemi. Shaun Livingston nie ma jednak wątpliwości, co jest „sekretną bronią” drużyny. To wspólne posiłki.
Zazwyczaj drużyna siada wspólnie po zwycięstwie, bowiem tak kończą większość meczów. Jednak gdy zdarzy się porażka, wspólne kolacje są niemal terapeutycznym przeżyciem. Bardzo często do zawodników dołączają ich rodziny oraz przyjaciele. Atmosfera staje się bardzo refleksyjna. – Mamy jedno miejsce, do którego możemy się udać i cieszyć własną obecnością. To buduje charakter drużyny – tłumaczy Stephen Curry.
Szczeólnym beneficjentem w ostatnim czasie był Anderson Varejao. – To niesamowite. Świetnie, że zespół trzyma się razem. To szczególnie dobre dla mnie, bo dzięki temu mogę ich wszystkich lepiej poznać – przyznał. W Cleveland stosowali podobną praktykę, ale nie tak często jak ekipa z Oakland.
Shaun Livingston przyznał, że był już w drużynach, gdzie sztab i zawodnicy chodzili swoimi ścieżkami. Poza tym, właściciele nie zawsze są gotowi płacić za kolacje w najlepszych restauracjach. – Prawdę mówiąc, gdybyśmy mieli iść do McDonalda to poszlibyśmy do McDonalda, ale patrzcie gdzie siedzimy… – dodaje. Mistrzowie zbudowali kulturę, która przyciąga. Dzięki niej mogą być pewni, że o mistrzostwo powalczą jeszcze wiele razy.
fot. Keith Allison, Creative Commons
NBA: Kto zajmie 8. miejsce na Zachodzie? Rockets czy Jazz? Tłumaczymy przepisy
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET