LeBron James dwoił się i troił, ale to DeMar DeRozan poprowadził Chicago Bulls do zwycięstwa nad Los Angeles Lakers. Świetny mecz rozegrał też duet obwodowych Sacramento Kings, dzięki czemu Królowie byli w stanie pokonać San Antonio Spurs. Na parkiet NBA po kilku tygodniach przerwy powrócił Devin Booker, a jego Phoenix Suns ograli Charlotte Hornets. Dallas Mavericks odczuwają z kolei brak Luki Doncicia. Ekipa z Teksasu przegrała z niżej notowanymi Minnesota Timberwolves.


Detroit Pistons – Miami Heat 100:90

Statystyki na PROBASKET

  • Zdziesiątkowani Miami Heat radzą sobie w ostatnim czasie nadspodziewanie dobrze. W pięciu poprzednich spotkaniach podopieczni Erika Spoelstry odnieśli aż cztery zwycięstwa pomimo nieobecności Jimmy’ego Butlera, Bama Adebayo i Victora Oladipo. Dziś, podobnie jak w dwóch poprzednich meczach, w rotacji ekipy z Florydy zabrakło również Tylera Herro.
  • Osłabienia kadrowe Heat widoczne były od pierwszych minut. Tłoki odskoczyły nieco za sprawą Hamidou Diallo i Saddiqa Beya, ale przyjezdni odpowiedzieli trafieniami przede wszystkim Gabe’a Vincenta. W drugiej odsłonie to właśnie goście zdołali przejąć inicjatywę i być stroną dominującą. Świetnie spisywał się Max Strus, który zdobył wówczas 12 oczek i choć w pewnym momencie przewaga Miami osiągnęła nawet pułap 9 punktów (38:47), to po serii trafień Diallo i Cory’ego Josepha do szatni schodzili z dużo skromniejszą zaliczką (46:48).
  • Trzecia część gry należała już do Detoit Pistons. Kilka minut zajęło podopiecznym Dwane’a Caseya, by objąć w końcu prowadzenie, ale kiedy po osobistych Killiana Hayesa sztuka ta finalnie się udała, to nie oddali go aż do końcowej syreny. Ponownie świetny fragment gry zaliczył tercet Hayes – Diallo – Bey, cenne trafienia z ławki dołożył Frank Jackson, a Detroit udało się odskoczyć aż na 12 punktów (79:67). W ostatniej „ćwiartce” goście stale utrzymywali kontakt z rywalem i kilkukrotnie przewaga Tłoków topniała do zaledwie 5 oczek (91:86). Szwankowała jednak skuteczność zza łuku Heat (3/12), co w pewnym stopniu wpłynęło na końcowy rezultat.
  • To właśnie wspomniany wcześniej tercet poprowadził Pistons do pierwszego zwycięstwa od 17 listopada. Saddiq Bey zakończył spotkanie z dorobkiem 26 punktów i 4 zbiórek. Hamidou Diallo dołożył 15 punktów i 7 zbiórek, a Killian Hayes 11 oczek. Bliski double-double był z kolei Isaiah Stewart, autor 7 punktów i 12 zbiórek. „Jedynka” tegorocznego draftu, Cade Cunningham, zakończyła mecz z 4 punktami, 10 asystami i 2 przechwytami (2/4 z gry).
  • Po stronie Heat na wyróżnienie zasłużył przede wszystkim wchodzący z ławki Max Strus, zdobywca 24 oczek. Kyle Lowry dołożył double-double (19 punktów, 10 asyst, 5 zbiórek), ale miał poważne problemy ze skutecznością (3/12 z gry). Wstrzelić nie mogli się też Gabe Vincent (8 pkt; 3/11) i Duncan Robinson (6 pkt; 2/11). Solidnie wypadł natomiast Dewayne Dedmon (11 oczek, 5 zbiórek).

Memphis Grizzlies – Portland Trail Blazers 100:105

Statystyki na PROBASKET

  • Obie strony wciąż odczuwają braki kadrowe z takich bądź innych powodów. Na parkiecie zabrakło m.in. Ja Moranta, Brandona Clarke’a, CJ’a McColluma czy Cody’ego Zellera.
  • W mecz lepiej weszli Memphis Grizzlies, którzy jeszcze w pierwszej kwarcie po kilku kolejnych trafieniach Jarena Jacksona Jr’a., Stevena Adamsa i Dillona Brooksa prowadzili różnicą 11 punktów (19:8). Goście mieli jednak w swoich szeregach szalejącego Damiana Lillarda, który tylko w tej części gry zaaplikował rywalom 17 oczek i utrzymywał Portland Trail Blazers w grze (32:28).
  • Od tamtego momentu aż do końcowej syreny żadna ze stron nie była w stanie przejąć kontroli nad spotkaniem. Kiedy przyjezdni odskoczyli na skromne cztery punkty (34:38), Niedźwiadki natychmiast odpowiedziały trafieniami Brooksa i Xaviera Tillmana. Po przerwie, kiedy to gospodarze zdołali wypracować sobie nieznaczną przewagę (69:60), natychmiast interweniował Norman Powell (71:69). Wszystko miało zatem rozstrzygnąć się w ostatnich minutach.
  • Na niespełna 31 sekundy przed ostatnią syreną Norman Powell podwyższył prowadzenie Blazers (101:97), bo chwilę wcześniej Grizzlies nie wykorzystali swojej okazji na doprowadzenie do remisu. Po przerwie na żądanie działo się wiele, ale ostatecznie na linii rzutów wolnych stanął Dillon Brooks, który wykorzystał wszystkie trzy próby. Trafieniami z osobistych odpowiedział Norman Powell, po czym Desmond Bane nie wykorzystał rzutu ostatniej szansy, co przesądziło o losach meczu.
  • Prym po stronie Grizzlies wiódł tej nocy Dillon Brooks, autor aż 37 punktów. Skrzydłowego Memphis wspierali Steven Adams (13 punktów, 9 zbiórek), Jaren Jackson Jr. i Kyle Anderson (po 11 oczek).
  • Wygrywali walkę o zbiórki w sytuacjach 50/50, przez co tworzyli sobie dodatkowe posiadania, Norman [Powell] zagrał dobrze – Mówił po meczu Brooks. – Ich fizyczna gra w obronie zakłóciła nieco nasz rytm w ofensywie – dodał Taylor Jankins, szkoleniowiec Memphis
  • Blazers do zwycięstwa poprowadzili przede wszystkim Norman Powell (28 pkt) i Damian Lillard (32 punkty, 5 asyst, 5 zbiórek; 9/19 z gry). Cenne trafienia na wysokiej skuteczności dołożył wchodzący z ławki Robert Covington (13 oczek, 8 zbiórek; 5/7 z gry). O double-double otarł się też Nassir Little (12 punktów, 9 zbiórek).

Sacramento Kings – San Antonio Spurs 121:114

Statystyki na PROBASKET

  • Zarówno Sacramento Kings, jak i San Antonio Spurs mają za sobą okres gry w kratkę, ale wciąż zachowują dystans do czołowiej dziesiątki konferencji zachodniej. Mecz sąsiadów w tabeli miał zatem podwójne znaczenie z perspektywy walki o miejsce w turnieju play-in.
  • Pomimo dobrego początku gospodarzy i solidnej postawy Harrisona Barnesa oraz Tyrese Haliburtona (37:27), przyjezdni odpowiedzieli już w drugiej odsłonie. Kings mieli wówczas problemy ze skutecznością za trzy (0/4), punkt za punktem zdobywali natomiast Bryn Forbes czy Lonnie Walker IV. Przewaga Sacramento nie zmalała jednak poniżej 7 oczek (63:56), choć chwilę wcześniej prowadzili już 12 oczkami.
  • Podopieczni Gregga Popovicha w trzeciej kwarcie utrzymywali się jeszcze w grze. Wyższy bieg wrzucił wówczas Dejounte Murray, ale po drugiej stronie regularnie odpowiadali Damian Jones czy Haliburton (91:85). Kluczowy dla losów spotkania okazał się początek czwartej części gry. Buddy Hield i Jahmi’us Ramsey byli wówczas nie do zatrzymania, przez co przewaga Kings wzrosła ponownie do 12 punktów. Spurs próbowali jeszcze odpowiedzieć, ale Sacramento dowieźli przewagę do końcowej syreny.
  • Kings do zwycięstwa poprowadzili przede wszystkim Buddy Hield (29 pkt; 7/9 za trzy), Tyrese Haliburton (27 punktów, 11 asyst) oraz Damian Jones (23 punkty, 8 zbiórek). Dobrze momentami wyglądał też Harrison Barnes (14 pkt), ale brakowało mu skuteczności.
  • Po stronie Spurs najlepiej wypadł Dejounte Murray, autor 25 oczek, 9 asyst i 7 zbiórek. Rozgrywający mógł liczyć na wsparcie Lonniego Walkera IV (19 pkt) i Bryna Forbesa (18 pkt). Double-double w postaci 16 punktów i 11 zebranych piłek dołożył Keldon Johnson, z kolei Devin Vassell dorzucił 11 oczek. Reszta zespołu nie stanęła jednak na wysokości zadania.
  • Kings wciąż utrzymują identyczny bilans co Portland Trail Blazers (13-18). Zespoły te plasują się na kolejno 11. i 10. pozycji. Walka o play-in zapowiada się niezwykle ekscytująco.

Philedelphia 76ers – New Orleans Pelicans [Przełożony]

Atlanta Hawks – Cleveland Cavaliers [Przełożony]

Brooklyn Nets – Denver Nuggets [Przełożony]

Chicago Bulls – Los Angeles Lakers 115:110

Statystyki na PROBASKET

  • Dla Chicago Bulls był to dopiero pierwszy mecz od 11 grudnia. Dwa spotkania Byków zostały bowiem przełożone ze względu na mnogą liczbę zawodników objętych protokołem zdrowotnym. Na mecz z Los Angeles Lakers do składu powrócili m.in. DeMar DeRozan czy Coby White. David Fizdale, który zastępował Franka Vogela, nie mógł natomiast skorzystać z usług Anthony’ego Davisa, który w poprzednim meczu nabawił się urazu kolana. W rotacji Jeziorowców zabrakło też Kenta Bazemore’a, Talena Horton-Tuckera, Dwighta Howarda czy Avery Bradleya.
  • Wobec osłabień kadrowych Lakers zdecydowali się na grę niską piątką. W wyjściowym składzie pojawił się Isaiah Thomas, który w swoim debiucie w LAL był najlepszym punktującym zespołu (19).
  • W pierwszej kwarcie to Bulls byli stroną przeważającą. Świetnie prezentował się Lonzo Ball, aktywny był również Nikola Vucević. Problemy miał natomiast LeBron James, który spudłował 5 z 6 swoich rzutów. Na wysokości zadania stanęli jednak jego partnerzy, dzięki czemu przewaga gospodarzy oscylowała w granicach tylko 5-9 punktów (28:22).
  • Lakers świetnie rozpoczęli drugą odsłonę i wydawało się, że mogą nawet przejąć inicjatywę w tym meczu. Po kolejnych trafieniach Jamesa, Russella Westbrooka oraz Trevora Arizy, dla którego był to debiutancki występ w tym sezonie, Jeziorowcy odrobili 8-punktową stratę i doprowadzili do remisu (30:30). Raz jeszcze z wynikiem odskoczyły jednak Byki. Swoje problemy miał wówczas mimo wszystko DeMar DeRozan, który spudłował wszystkie trzy rzuty z gry, ale zrekompensował to ośmioma trafieniami z linii (59:52).
  • Sytuacja powtórzyła się również po przerwie, ale tym razem ekipa z Miasta Aniołów nie pozwoliła Chicago na ponowną ucieczkę. Wyższy bieg wrzucił James, ale po drugiej stronie szalał Alex Caruso (83:83). Wszystko sprowadziło się ostatecznie do ścisłej końcówki. Na 1:23 przed syreną rzutem z półdystansu Westbrook wyprowadził LAL na prowadzenie (109:110). Po chwili w podobny sposób odpłacił się jednak DeRozan, który był tej nocy nie do zatrzymania. Przyjezdni nie wykorzystali swojej kolejnej akcji i choć pomylili się również Bulls, to DeRozan zdołał wywalczyć przewinienie na Rajonie Rondo, a co za tym idzie, dwa rzuty z linii, które zamienił na punkty (113:110). Następny atak gości również zakończył się niepowodzeniem. Pudło Wayne’a Ellingtona przesądziło o porażce Lakers.
  • To była noc DeMara DeRozana. Wracający po absencji związanej z protokołem zdrowotnym skrzydłowy zdobył 38 punktów, z czego aż 19 w czwartej kwarcie. Double-double w postaci 19 punktów i 13 zbiórek dołożył Nikola Vucević. Lonzo Ball również dołożył 19 oczek, z kolei Alex Caruso otarł się o podwójną zdobycz (17 punktów, 9 zbiórek).
  • – Wiem, że pewnie chciał być w grze nieco dłużej. To, co zrobił, było niesamowite. Opuścił mecze, miał tylko dwa dni [na przygotowanie się do gry] – mówił po meczu Billy Donovan, szkoleniowiec Bulls. – Czułem się świetnie. Przed protokołem byłem zmęczony, więc moje ciało miało czas na odpoczynek – skomentował DeRozan.
  • Po stronie Lakers najlepiej wypadł LeBron James, zdobywca 31 punktów i 14 zbiórek (1/7 za trzy). Russell Westbrook otarł się o triple-double, kończąc mecz z dorobkiem 20 oczek, 8 asyst i 9 zbiórek (9/19 z gry). Wchodzący z ławki Carmelo Anthony dołożył 21 punktów. Isaiah Thomas ponownie zaprezentował się solidnie, dorzucając tym razem 13 punktów (5/11 z gry).

Minnesota Timberwolves – Dallas Mavericks 111:105

Statystyki na PROBASKET

  • Obie ekipy do pewnego stopnia borykają się z osłabieniami kadrowymi. Minnesota Timberwolves mają problemy z protokołem zdrowia i bezpieczeństwa, bo do Anthony’ego Edwardsa i Taureana Prince’a dołączył Josh Okogie. Dallas Mavericks z kolei wciąż muszą radzić sobie bez kontuzjowanego Luki Doncicia. W dalszym ciągu poza rotacją pozostaje też Willie Cauley-Stein, a Reggie Bullock i Josh Green zostali objęci niesławnym protokołem.
  • Po krótkiej wymianie ciosów Timberwolves przejęli inicjatywę i za sprawą trafień świetnie wyglądającego Karla-Anthony’ego Townsa oraz D’Angelo Russella odskoczyli z wynikiem (22:13). Mavericks nie pozostali dłużni i również odpowiedzieli serią punktową, a wymiana ciosów ciągnęła się aż do czwartej kwarty. W międzyczasie kontuzji nabawił się Kristaps Porzingis, który opuścił parkiet po 20 minutach gry.
  • W trzeciej „ćwiartce” gry podopieczni Chrisa Fincha mogli odskoczyć z wynikiem i „zabić mecz”. Po kolejnych trafieniach Jaylena Nowella i Jadena McDanielsa Wilki ponownie odskoczyły na 9 oczek (79:70). Goście byli jednak piekielnie skuteczni, a 56,5% z gry oraz 63,6% za trzy utrzymało ich w grze.
  • Na niespełna dwie minuty przed syreną wsad Doriana Finney-Smitha sprawił, że Mavs tracili już tylko 2 punkty (105:103). KAT momentalnie odpowiedział jednak trójką, choć przewagę gospodarzy ponownie zmniejszył Jalen Brunson. Timberwolves wykorzystali jednak upływający czas, który działał na ich korzyść. Najpierw Tim Hardaway Jr. faulował Russella, który pewnie wykorzystał dwa osobiste (110:105), a następnie na piłkę stracił Brunson. Goście nie mieli już możliwości, by odpowiedzieć.
  • Timberwolves do zwycięstwa poprowadzili Karl-Anthony Towns (24 punkty, 7 zbiórek, 6 asyst) i D’Angelo Russell (22 pkt). Pod nieobecność Anthony’ego Edwardsa w rolę trzeciego muszkietera próbowali wcielić się Malik Beasley (13 pkt), Jaylen Nowell (16 pkt) i Jaden McDaniels (12 pkt).
  • Po stronie Mavericks brylował Tim Hardaway Jr., autor 28 punktów i 6 zbiórek. Dorian Finney-Smith dołożył 23 oczka, a Jalen Brunson 18. Kristaps Porzingis spędził na parkiecie jedynie 20 minut. Skrzydłowy gości opuścił parkiet w połowie trzeciej odsłony i nie powrócił już do gry, kończąc ostatecznie swój występ z dorobkiem 13 punktów i 3 zbiórek (2/9 z gry).

Phoenix Suns – Charlotte Hornets 137:106

Statystyki na PROBASKET

  • Devin Booker znalazł się w rotacji Phoenix Suns po raz pierwszy od 30 listopada, ale potrzebował czasu, by wstrzelić się w mecz. Obrońca Słońc zaczął od 2/7 z gry, ale na wysokości zadania stnęli jego partnerzy. Świetnie pod koszem spisywał się Deandre Ayton, z dystansu sypał z kolei Mikal Bridges. W międzyczasie Charlotte Hornets mieli ogromne problemy ze skutecznością (6/29 z gry), przez co pierwsza kwarta zakończyła się zwycięstwem ekipy z Arizony 37:15.
  • W drugiej kwarcie Szerszenie nieco się przebudziły, ale wciąż Phoenix kontrolowali przebieg gry. Booker i Chris Paul dorzucili po dwa trafienia za trzy, na co odpowiedzieli Miles Bridges i LaMelo Ball. Trzecia odsłona to jednak kolejny popis podopiecznych Monty’ego Williamsa. Mistrzowie Zachodu z poprzedniego sezonu byli piekielnie skuteczni z gry (65,2%) i zza łuku (55,6%), a ich przewaga wzrosła do nawet 36 oczek (97:61). Suns nie mieli problemów, by dowieźć komfortowe prowadzenie do końcowej syreny.
  • Aż dziewięciu zawodników Phoenix Suns popisało się dziś dwucyfrową zdobyczą punktową. Byli to JaVale McGee (19 pkt), Mikal Bridges (16 pkt), Devin Booker (16 pkt), Deandre Ayton (15 punktów, 15 zbiórek), Landry Shamet (15 pkt), Chris Paul (14 punktów, 9 asyst), Jae Crowder (14 pkt), Cameron Johnson (12 pkt) oraz Cam Payne (11 pkt).
  • – Kiedy prowadzisz taką różnicą, trudno jest przekazać coś zespołowi. W trakcie przerw na żądanie mówiłem po prostu „grajcie tak dalej” – mówił na pomeczowej konferencji Monty Williams. – Niełatwo jest wrócić po takim czasie, ale mamy świetny zespół. Będąc z boku [poza składem] nauczyłem się pewnych rzeczy, które chciałem dzisiaj wdrożyć – mówił Booker.
  • Po stronie Hornets wyróżniał się przede wszystkim Miles Bridges, autor 26 punktów i 5 zbiórek, ale zabrakło mu wsparcia partnerów. Kelly Oubre Jr. dołożył 18 punktów z ławki rezerwowych (1/7 za trzy), a P.J. Washington 13. Kiepskie zawody rozegrali Gordon Hayward (9 pukntów; 4/13 z gry) i LaMelo Ball (9 punktów, 10 zbiórek, 7 asyst; 2/12 z gry).

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna




  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    3 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments