Na pobicie rekordu Raya Allena zawodnik Golden State Warriors musi jeszcze poczekać. Poprzedniej nocy fantastyczną defensywę zagrał na nim Matisse Thybulle. Ze swojej nocy zadowolony może być Reggie Jackson, który dał Los Angeles Clippers zwycięstwo z Orlando Magic. Z kolei Cleveland Cavaliers w pierwszej połowie meczu z Sacramento Kings rzucili 81 punktów ustanawiając nowy rekord. Dobrą grę pod nieobecność liderów kontynuują Memphis Grizzlies.
LOS ANGELES CLIPPERS – ORLANDO MAGIC 106:104
- Z uwagi na to, jak zacięte było to starcie do samego końca – mecz pomiędzy Los Angeles Clippers i Orlando Magic był najciekawszym spośród wszystkich rozgrywanych poprzedniej nocy. To wszystko nawet pomimo faktu, że LAC byli pozbawieni swojego lidera, czyli Paula George’a, który nie zagrał w drugim meczu z rzędu i nie wiadomo, czy wyjdzie na parkiet w kolejnym.
- Zespoły od początku do końca wymieniały się ciosami. Clippers w drugiej kwarcie udało się zatrzymać rywala na 14 punktach i po 24 minutach gry zbudowali prowadzenie 49:44. W przekroju całej drugiej połowy różnica była bardzo mała, co doprowadziło nas do crunch-time’u. Na 24 sekundy przed końcem Cole Anthony doprowadził do remisu 104:104. To oznaczało, że finałowe posiadanie będzie należało do Clippers.
- Piłka spoczęła w rękach Reggiego Jacksona, który nie zawiódł kolegów i na 2,2 sekundy przed końcem trafił zwycięskie punkty. Jeszcze próbował odpowiedzieć Terrence Ross, ale spudłował rzut za trzy. Jackson skończył z dorobkiem 25 punktów trafiając 11/21 FG. 23 oczka i 7/11 za trzy Luke’a Kennarda. Po stronie Magic 23 oczka i 6 zbiórek Cole’a Anthony’ego oraz 20 oczek i 8/10 z gry Franza Wagnera.
WASHINGTON WIZARDS – UTAH JAZZ 98:123
CLEVELAND CAVALIERS – SACRAMENTO KINGS 117:103
- Cleveland Cavaliers skończyli pierwszą połowę z dorobkiem 81 punktów, co jest nowym rekordem drużyny z Ohio. Zbudowali w tym czasie 29-punktowe prowadzenie wobec całkowicie bezradnych Sacramento Kings. Gościom udało się zniwelować stratę do 14 oczek, ale w momencie, gdy nic nie było w stanie Cavs zagrozić, zespół bardzo mocno spuścił z tonu.
- To trzecie zwycięstwo z rzędu podopiecznych J.B. Bickerstaffa. Cavs w tym sezonie wyprzedzają nasze oczekiwania. Z bilansem 16-12 zajmują obecnie 5. miejsce w tabeli wschodu. W trakcie pierwszej połowy przeciwko Kings – w grze Cavs było widać dużo swobody i satysfakcji. Ci młodzi ludzie dostali naprawdę cenne wskazówki na temat tego, jak mają wspólnie funkcjonować.
- Po stronie Kings wyróżnić można tylko Buddy’ego Hielda, który zanotował z ławki 21 punktów trafiając 7/13 FG. Dla Cavaliers 20 oczek, 4 zbiórki, 3 asysty i 2 przechwyty Isaaca Okoro. Kolejnych 19 oczek i 11 zbiórek Jarretta Allena, 15 oczek i 15 zbiórek Evana Mobleya oraz 16 punktów i 13 asyst (rekord kariery) Dariusa Garlanda.
MIAMI HEAT – CHICAGO BULLS 118:92
- Zdziesiątkowani Chicago Bulls nie mają obecnie wielu argumentów w rywalizacji z silniejszymi przeciwnikami. Poprzedniej nocy zagrali w Miami i mogli się tylko przyglądać, jak rywal konsekwentnie buduje przewagę. W rotacji trener Billy’ego Donovana brakuje kilku kluczowych graczy z powodu koronawirusa oraz urazów. Trudno powiedzieć, kiedy sytuacja wróci do normy.
- To był zdecydowanie mecz Duncana Robinsona. Strzelec Miami Heat od początku sezonu ma problem z regularnością. Jednak trener Erik Spoelstra wierzy, że ten poradzi sobie ze swoimi problemami i znów będzie grał dla Heat na wysokim poziomie. Poprzedniej nocy potwierdził, że jego praca nie idzie na marne. Zanotował 26 punktów trafiając 9/13 z gry, a w tym 5/9 z dystansu.
- Bulls tuż przed meczem stracili jeszcze Ayo Dosunmu oraz Stanleya Johnsona, który niedawno z zespołem podpisał. Heat na żadnym etapie tego meczu nie musieli gonić wyniku. Zaraz na starcie trzeciej kwarty Bulls udało się uciąć przewagę rywala do 8 punktów, ale ten odpowiedział runem 13:3 i spotkanie do samego końca toczyło się z wyraźną przewagą gospodarzy. 31 punktów zdobył dla Bulls Zach LaVine, tylko 3/15 z gry Nikoli Vucevicia.
MEMPHIS GRIZZLIES – HOUSTON ROCKETS 113:106
- Starcie drużyn, które w ostatnim czasie zaliczył serię zwycięstw. Memphis Grizzlies oczywiście nadal grają bez Ja Moranta i swoją siłę opierają głównie na defensywie. Mają jednak wystarczająco dużo atutów po atakowanej stronie parkietu, by rywala zaskoczyć. Do przerwy prowadzenie Grizzlies urosło do 21 punktów, ale w drugiej połowie ich skuteczność zaczęła spadać.
- Trener Stephen Silas zauważył jednak, że jego drużyna jest zmęczona ostatnimi wysiłkami i przełożyło się to na jakość gry gości. Grizz odrobinę im pomogli, gdy rozpoczęli trzecią kwartę od 9 pudeł w 10 rzutach. To pozwoliło Houston Rockets uciąć stratę do jednej cyfry. W finałowej odsłonie parę razy zbliżali się do rywala na różnicę 6 punktów, ale to wszystko, na co było ekipę z Houston tej nocy stać.
- W rotacji Grizz prócz Moranta zabrakło także Jarena Jacksona, a Rockets byli bez Erica Gordona, Jalena Greena i Kevina Porter Jr. 25 punktów zanotował Dillon Brooks, a kolejne 19 oczek dołożył Desmond Bane, który wyrasta na kandydata do nagrody “Most Improved Player”. Po stronie Rockets 22 oczka, 11 zbiórek Christiana Wooda i 18 punktów, 6 asyst Armoniego Brooksa.
PHILADELPHIA 76ERS – GOLDEN STATE WARRIORS 102:93
- Stephen Curry przystąpił do tego meczu z możliwością pobicia rekordu Raya Allena i wskoczenia na 1. miejsce wśród graczy z największą liczbą trójek w historii. Ostatecznie jednak lider Golden State Warriors zmniejszył tylko różnicę trafiając 3/14 3PT. To nie był najlepszy mecz Curry’ego i jego zespołu, co Philadelphia 76ers przed własną publicznością skrzętnie wykorzystała.
- – Nie mógł tego zrobić w Philly – mówił po meczu Joel Embiid. A zadbał o to głównie Matisse Thybulle, który podążał za Stephem jak cień przez cały mecz. Zablokował jego dwie próby z dystansu – nikomu się to wcześniej w jednym meczu nie udało. Porażka GSW oznacza, że spadli w tabeli na 2. miejsce i są pół meczu za Phoenix Suns. Dopiero po raz drugi w tym sezonie Warriors zatrzymali się poniżej 100 oczek.
- Sixers do finałowych 12 minut przystępowali ze stratą 3 oczek. Wygrali tę kwartę 32:20, co było głównie zasługą dobrej pracy w defensywie podopiecznych Doca Riversa. 26 punktów, 9 zbiórek, 4 asysty zanotował Joel Embiid. Kolejnych 16 oczek, 9 zbiórek i 3 asysty Tobiasa Harrisa. Po stronie Warriors 23 oczka Jordana Poole’a i 20 punktów Andrew Wigginsa. Curry do 18 punktów dorzucił 9 zbiórek i 5 asyst. Do pobicia rekordu Allena pozostało mu siedem trójek i kolejną okazję dostanie w wyjazdowym meczu z Indianą Pacers.