Kolejna noc zmagań na parkietach NBA za nami. W jednym z najciekawiej zapowiadających się spotkań Brooklyn Nets pokonali Atlanta Hawks, ale kwestia zwycięstwa rozstrzygnęła się dopiero w ostatniej kwarcie. W innym hicie Phoenix Suns ograli Boston Celtics, choć w ich składzie zabrakło Devina Bookera. W Charlotte miała z kolei miejsce szalona końcówka. Sacramento Kings stanęli przed szansą wyszarpania Szerszeniom zwycięstwa w ostatnich sekundach, ale w fatalnym stylu pomylił się De’Aaron Fox. Milwaukee Bucks zatrzymali rozpędzonych Houston Rockets, natomiast Los Angeles Lakers przełamali się w pojedynku z Oklahoma City Thunder, którzy wcześniej pokonali ich dwukrotnie.
Charlotte Hornets – Sacramento Kings 124:123
- Przed rozpoczęciem spotkania przed ogromnym wyzwaniem stanął szkoleniowiec Charlotte Hornets, James Borrego, który musiał w jakiś sposób ułożyć grę swoich podopiecznych pomimo nieobecności kilku fundamentalnych elementów zespołu. Poza składem znaleźli się bowiem m.in. LaMelo Ball, Terry Rozier, Mason Plumlee, P.J. Washington czy Jalen McDaniels. Sacramento Kings nie mogli z kolei skorzystać z usług Richauna Holmesa, którego miejsce w wyjściowej piątce zajął Alex Len.
- Przez niemal całe 48 minut mecz ten był niezwykle wyrównany, o czym może świadczyć fakt, że wynik żadnej z poszczególnych kwart nie zakończył się różnicą większą niż 3 punkty (37:36, 32:35, 29:28, 26:24). Obie strony radziły sobie przyzwoicie i choć zarówno Szerszenie (37:28), jak i Królowie (45:55, 84:93) kilkukrotnie odskakiwali z wynikiem, to o rezultacie zadecydowała ścisła końcówka.
- Ostatnie 20 sekund meczu to istne szaleństwo. Przy stanie 123:123 piłkę z boku wznawiali gospodarze. Gordon Hayward długo przytrzymywał piłkę, nad którą w pewnym momencie stracił nawet panowanie. Doświadczony skrzydłowy utrzymał jednak posiadanie i zdołał rozegrać akcję, którą Cody Martin zakończył akcją 2+1 na 5,5 sekundy przed syreną. Po analizie wideo sędziowie zauważyli jednak, że przy swojej próbie 26-latek wylądował na parkiecie, zanim zdążył oddać rzut. Z tego względu Martinowi przyznano jedynie dwa rzuty osobiste, z których trafił tylko drugi. Choć Kings mieli tylko kilka sekund na rozegranie swojej akcji, bo Alvin Gentry nie mógł skorzystać już z przerwy na żądanie, to Martin z niewiadomych powodów zdecydował się na faul na De’Aaronie Foxie, czym mógł pogrzebać szanse Hornets. Rozgrywający Sacramento spudłował jednak obie próby z linii, co zapewniło Charlotte zwycięstwo.
- Fantastyczny mecz zaliczył debiutant James Bouknight, który pod nieobecność kilku kluczowych zawodników w końcu doczekał się swoich minut. 21-latek zdobył dziś 24 punkty i 6 zbiórek, trafiając aż 6 z 8 rzutów zza łuku. Świetnie wypadli również Miles Bridges (23 punkty, 8 asyst, 7 zbiórek) czy Kelly Oubre Jr. (22 punkty, 6 zbiórek, 5 asyst). Po 18 oczek dołożyli Gordon Hayward i Cody Martin.
- Do dwóch ostatnich rzutów wolnych bohaterem Sacramento Kings był De’Aaron Fox, autor 31 punktów, 5 asyst i aż 4 przechwytów. Rozgrywającego wspierali przede wszystkim Terence Davis (19 punktów), a także Tyrese Haliburton, Buddy Hield i Marvin Bagley III, którzy dorzucili po 15 oczek.
- Dla Kings jest to pierwsza porażka po serii trzech kolejnych zwycięstw, które pozwoliły im na awans do czołowej dziesiątki konferencji zachodniej. Hornets z kolei odnoszą pierwsze zwycięstwo po dwóch z rzędu porażkach z Philadelphia 76ers. Szerszenie umacniają się tym samym na 8. pozycji.
Indiana Pacers – Dallas Mavericks 106:93
- Zawodnicy Indiana Pacers ewidentnie walczą o podbudowanie swojej wartości rynkowej. W drugim meczu po ogłoszeniu planu przebudowy zespołu podopieczni Ricka Carlisle’a pokonują Dallas Mavericks. Mecz zaczął się jednak lepiej dla gości z Teksasu, którzy od początku zawzięcie walczyli o drugie z rzędu zwycięstwo. Luka Doncić i Kristaps Porzingis wyróżniali się na tle swoich partnerów i choć Słoweniec nie mógł wstrzelić się zza łuku (0/3), to Mavs stale utrzymywali skromne prowadzenie (22:26).
- W drugiej „ćwiartce” obie ekipy rzucały na niemal identycznym poziomie (54,2% do 54,4%). Zadecydowała jednak skuteczność zza łuku. Przyjezdni spudłowali wszystkich siedem prób, podczas gdy Pacers dorzucili aż sześć trójek, co pomimo problemów Chrisa Duarte (0/5 z gry) pozwoliło im odrobić straty i odskoczyć z wynikiem (51:42). Za wygraną nie dali jednak Doncić i Tim Hardaway Jr. Ich trafienia pozwoliły Mavericks odzyskać prowadzenie, ale jeszcze przed przerwą za trzy odpowiedział Myles Turner (56:54).
- Trzecia odsłona stała pod znakiem wymiany ciosów. Słabszy okres zanotowali Doncić i Porzingis, ale wspierali ich m.in. Jalen Brunson czy Dorian Finney-Smith. Po drugiej stronie parkietu dwoili się i troili Domantas Sabonis oraz Caris LeVert. O rezultacie zadecydowała jednak końcówka ostatniej części gry. Na 7:29 przed syreną Doncić zmniejszył stratę Dallas do zaledwie jednego oczka (90:89). Wówczas jednak Indiana odpowiedziała serią 16:4, która zamknęła ten pojedynek. Przez ostatnie siedem minut goście tylko dwa razy, dwukrotnie za sprawą Porzingisa, byli w stanie odnaleźć drogę do kosza. Doncić spudłował pięć kolejnych rzutów, co ułatwiło zadanie gospodarzom.
- Świetny występ zaliczył Caris LeVert, który skompletował 26 punktów, 6 zbiórek i 5 asyst. Double-double zanotowali z kolei Domantas Sabonis (24 punkty, 10 zbiórek, 7 asyst) i Myles Turner (17 punktów, 10 zbiórek). Nieco gorzej wypadł Malcolm Brogdon, który miał problemy ze skutecznością (12 punktów, 8 asyst; 5/15 z gry).
- Po stronie Mavericks na wyróżnienie, oprócz Luki Doncicia (27 punktów, 9 zbiórek, 9 asyst; 1/8 za trzy) i Kristapsa Porzingisa (22 pkt; 9/17 z gry), zasłużyli głównię Tim Hardaway Jr. (15 pkt; 1/9 za trzy) i Jalen Brunson (14 punktów, 7 zbiórek). Pozostali zawodnicy nie stanęli na wysokości zadania, przez co Mavs oddalili się od miejsca w czołowej szóstce zachodu.
Atlanta Hawks – Brooklyn Nets 105:113
- Do składu Brooklyn Nets powrócił Kevin Durant, czego efekty widoczne były niemal natychmiast. Od pierwszego gwizdka skrzydłowy gości był nie do zatrzymania, choć po drugiej stronie świetnie radzili sobie Kevin Huerter, Clint Caplea i John Collins (26:26). Kapitalnie prezentował się też Trae Young, ale był on nieco mniej skuteczny od swoich partnerów. W drugiej kwarcie obie strony nieco zwolniły, problemy z odnalezieniem drogi do kosza mieli James Harden i wspomniany Young, a wynik stale oscylował w granicach remisu (55:52).
- Po przerwie wydawało się, że Atlanta Hawks są w stanie przejąć inicjatywę. Kolejne trafienia Huertera, Collinsa i Younga sprawiły, że Jastrzębie odskoczyły na rekordowe tej nocy 11 oczek (73:62). Szybko odpowiedzieli jednak Durant i LaMarcus Aldridge, dzięki czemu na późniejszym etapie gry Nets byli nawet w stanie chwilowo objąć prowadzenie (88:89).
- Ostatnia „ćwiartka” to już jednak popis ekipy z Wielkiego Jabłka. Choć goście spudłowali wszystkie 8 rzutów zza łuku, to Hawks odpowiedzieli niemal identyczną niemocą (1/8), do czego wyraźnie gorzej radzili sobie w innych aspektach gry. Wstrzelić się nie mogli Young (2/7), Timothe Luwawu-Cabarrot (0/3) czy Cam Reddish (0/3) i choć Durant i Harden również nie grzeszyli skutecznością, to miniseria 8:3 na zakończenie spotkania pozwoliła im wywieźć z Atlany zwycięstwo.
- Prym po stronie Nets wiódł Kevin Durant, zdobywca 31 punktów, 5 zbiórek, 6 asyst i 3 bloków (12/22 z gry). James Harden był nieco mniej skuteczny, ale zdołał skompletować 20 oczek i 11 asyst. Po 15 punktów dołożyli wracający do wielkiej formy LaMarcus Aldridge i Bruce Brown.
- Trae Young dwoił się i troił, ale to nie była jego noc. Rozrywający skompletował 31 punktów, 10 asyst i 7 zbiórek, ale popełnił przy tym 7 strat i trafił jedynie 10 z 27 rzutów z gry. Double-double w postaci 14 oczek i 16 zebranych piłek wywalczył także Clint Capela. Świetnie wypadli też zabójczy zza łuku Kevin Huerter (19 punktów; 5/7 za trzy) i Danilo Gallinari (13 punktów; 3/4 za trzy). John Collins dołożył 20 punktów.
- Dla Jastrzębi (13-13) jest to już trzecia porażka na przełomie czterech ostatnich występów. Podopieczni Nate’a McMillana wciąż plasują się na miejscu gwarantującym udział w play-in, ale chrapkę na awans do czołowej dziesiątki wciąż mają Toronto Raptors (12-14) i New York Knicks (12-14).
Toronto Raptors – New York Knicks 90:87
- Po kilku fatalnych występach na przełomie pięciu ostatnich spotkań, które New York Knicks zakończyli czterema porażkami, mecz z Toronto Raptors był idealną okazją na nawiązanie kontaktu z czołową dziesiątką konferencji wschodniej. Kolejna porażka oddaliłaby ekipę z Wielkiego Jabłka od miejsca z play-in, pozwalając jednocześnie zmniejszyć dystans plasującym się tuż za ich plecami Kanadyjczykom.
- Knicks fatalnie weszli jednak w mecz i już po 12 minutach można było rozmawiać o prawdopodobnie kolejnej porażce gości. Raptors nie brali bowiem jeńców i jeszcze w pierwszej kwarcie objęli 20-punktowe prowadzenie (30:10). Kapitalnie prezentował się duet obwodowych Toronto – Fred VanVleet i Gary Trent Jr. – który zdobył łącznie 17 oczek, podczas gdy NYK trafiali jedynie 23,8% swoich rzutów z gry.
- Druga kwarta należała już do Knicks. Podopieczni Toma Thibodeau byli zdecydowanie bardziej skuteczni (10/18; 58,8%), co pozwoliło im doprowadzić nawet do remisu (39:39). Kolejna seria Raptors, tym razem autorstwa Scottiego Barnesa, Chrisa Bouchera i Pascala Siakama, pozwoliła im jednak zakończyć pierwszą połowę na prowadzeniu (50:42).
- Druga połowa była już nieco bardziej równa. Obie strony wymieniały się ciosami równomiernie i nawet uwzględniając kilka mniejszych serii punktowych, to żadna z ekip nie odskoczyła na więcej niż 7 punktów. Rezultat spotkania rozstrzygnął się zatem w końcowych minutach. Trafienie RJ Barretta na 2:05 przed syreną zmniejszyło stratę Knicks do zaledwie jednego oczka (86:85), chwilę później natomiast rzut z półdystansu Derricka Rose’a dał im prowadzenie. Raptors odpowiedzieli dopiero po niespełna minucie, a to wszystko za sprawą dwóch ofensywnych zbiórek, które zawdzięczają Siakamowi i Barnesowi. Trzeciej próby nie zmarnował Trent Jr., który odzyskał prowadzenie dla gospodarzy (89:87). W kluczowym momencie zawiódł jednak Julius Randle, który przy kilku sekundach na zegarze nie trafił trójki na zwycięstwo.
- Raptors zwycięstwo zawdzięczają przede wszystkim zawodnikom wyjściowej piątki. Rezerwowi zdobyli bowiem tylko 10 punktów. Aż trzech graczy Nicka Nurse’a skompletowało double-double: Fred VanVleet (17 punktów, 11 asyst, 6 zbiórek, 3 przechwyty), Scottie Barnes (12 punktów, 15 zbiórek, 3 asysty, 2 przechwyty, 2 bloki) oraz Pascal Siakam (13 punktów, 12 zbiórek, 4 asysty). Najwięcej punktów zanotował jednak Gary Trent Jr., autor 24 oczek (5/7 za trzy). Chris Boucher otarł się natomiast o podwójną zdobycz (14 punktów, 8 zebranych piłek).
- Po stronie Knicks w rolę liderów wcielili się przede wszystkim RJ Barrett (19 punktów, 6 zbiórek; 5/16 z gry) oraz Obi Toppin (19 punktów, 10 zbiórek). Kiepski występ pomimo double-double zanotował Julius Randle, który zakończył mecz z dorobkiem 13 oczek, 14 zbiórek i 5 asyst (4/9 z gry). Wchodzący z ławki rezerwowych Derrick Rose dołożył 11 punktów, 6 zbiórek i 4 asysty.
- Knicks przegrywają już szósty mecz na przełomie ośmiu ostatnich występów i znacznie oddalają się od miejsca gwarantującego już nie tylko udział w play-offach, ale i play-inach. Toronto Raptors mają teraz identyczny bilans (12-14) i przeskoczyli NYK w tabeli, zajmując ich 11. pozycję.
Houston Rockets – Milwaukee Bucks 114:123
- Podopieczni Mike Budenholzera przerwali fantastyczną serię siedmiu wygranych z rzędu w wykonaniu teksańskiej ekipy. Houston Rockets przegrali to spotkanie, mimo iż po pierwszej połowie wygrywali siedmioma punktami (65:58), a jeszcze w czwartej kwarcie na 11:05 minut przed końcem różnica na korzyść Rakiet wynosiła osiem punktów (98:90).
- Kluczowa dla losów spotkania była właśnie ostatnia kwarta, którą Milwaukee Bucks wygrali czternastoma punktami (33:19). Bohaterem spotkania został Giannis Antetokounmpo, który rozegrał jeden z najwspanialszych meczów w sezonie. Gwiazdor Koziołków zaaplikował 41 punktów, przy fenomenalnej skuteczności z gry, trafiając 15 z 19 rzutów (79%)! Lider Bucks zebrał do tego 17 piłek, notując pokaźne double-double. – Kiedy masz dobrą drużynę i takich zawodników, po prostu zostawiasz piłkę w ich rękach i pozwalasz im grać – powiedział Mike Budenholzer.
- 21 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst zanotował Khris Middleton. Skrzydłowy Bucks trafił najwięcej trójek w zespole (5). Tyle samo punktów dodał Bobby Portis, autor 21 oczek i ośmiu zbiórek. 16 punktów (6/8 z gry, 75%) dołożył Pat Connaughton. Obrońca Bucks trafił 4 z 5 rzutów zza linii 7,24 i miał też 6 zbiórek. 12 punktów i 7 asyst zapisał na swoje konto Jrue Holiday.
- Po stronie Rockets wyróżniał się Garrison Matthews, zdobywca 23 punktów, w tym 6 trójek (najwięcej w ekipie Rakiet). Double-double (21 punktów i 13 zbiórek) uzyskał Christian Wood. 21 punktów zdobył również Armoni Brooks. 15 punktów i 5 zbiórek zaliczył Alperen Sengun. 14 oczek i 6 asyst zanotował Eric Gordon.
- Milwaukee Bucks (17-10) kolejne spotkanie rozegrają już jutro, a ich przeciwnikiem będą New York Knicks. Spotkanie odbędzie się w Madison Square Garden. Z kolei Rockets następny mecz rozegrają również na wyjeździe. Rywalem Rakiet będą Memphis Grizzlies.
Autor: Mateusz Malinowski
Minnesota Timberwolves – Cleveland Cavaliers 106:123
- Losy spotkania na dobrą sprawę rozstrzygnęły się jeszcze przed przerwą. Cleveland Cavaliers kapitalnie rozpoczęli to spotkanie i byli do bólu skuteczni. Przed przerwą nie mylili się Lauri Markkanen (5/5, w tym 4/4 za trzy) i Jarrett Allen (5/5), kapitalnie prezentowali się również Evan Mobley (3/5), Isaac Okoro (5/7) czy Darius Garland (3/6). Jednocześnie Minnesota Timberwolves mieli wyraźne kłopoty z odnalezieniem optymalnego rytmu, co przełożyło się na niską skuteczność z gry (32,6%) i zza łuku (15,8%). Cavs wykorzystali niemoc gospodarzy i odskoczyli nawet na 26 punktów (37:63).
- W drugiej połowie gry Wilki nie nawiązały już walki. Lepsze momenty miał co prawda Karl-Anthony Towns, przebłyski miewali też Naz Reid czy Taurean Prince, ale Chris Finch pogodził się ostatecznie z porażką i posłał na parkiet drugi garnitur zespołu. Na podobną decyzję zdecydował się J. B. Bickerstaff, dzięki czemu kilka minut na parkiecie spędzili m.in. Tacko Fall, Denzel Valentine czy Kevin Pangos. Rezerwowi Cleveland nie wypuścili zwycięstwa z rąk, choć Minnesota zdołała znacząco zniwelować rozmiary porażki z 33 punktów (83:116) do zaledwie 17.
- Z tygodnia na tydzień Cavaliers wyrastają na cichych bohaterów sezonu zasadniczego. Po dzisiejszym zwycięstwie Wine & Gold mogą poszczycić się bilansem 15-12, który plasuje ich na 6. miejscu w tabeli konferencji wschodniej. Jedno zwycięstwo może pozwolić im nawet wskoczyć na 4. pozycję.
- Dziś w nocy aż siedmiu zawodników Cleveland Cavaliers wywalczyło dwucyfrową zdobycz punktową. Najwięcej, bo 21 oczek zdobył Jarrett Allen, który dołożył do tego również 10 zbiórek. Double-double zanotowali również Darius Garland (12 punktów, 12 asyst) i wchodzący z ławki Kevin Love (18 punktów, 13 zbiórek). Lauri Markkanen zwolnił nieco w drugiej połowie, ale i tak zdołał dołożyć 19 punktów. Isaac Okoro dodał od siebie 16 oczek, a Cedi Osman 13.
- Po stronie pokonanych wyróżniali się przede wszystkim Karl-Anthony Towns (21 punktów, 7 zbiórek; 0/7 za trzy), Malik Beasley (15 pkt) i Anthony Edwards (13 pkt). To nie była jednak noc ekipy z Minneapolis, która notuje tym samym piątą z rzędu porażkę.
New Orleans Pelicans – Detroit Pistons 109:93
Oklahoma City Thunder – Los Angeles Lakers 95:116
- Pomimo kiepskiej gry i przeciętnego bilansu Oklahoma City Thunder są w tym sezonie zespołem, który zdecydowanie „nie leży” Jeziorowcom. Przed dzisiejszym pojedynkiem Los Angeles Lakers aż dwukrotnie musieli uznać wyższość podopiecznych Marka Daigneaulta. W tym spotkaniu goście już od pierwszych minut chcieli upewnić się, że podobna wpadka się nie powtórzy.
- Mecz z wysokiego „C” rozpoczął LeBron James, który od początku napędzał grę Lakers. Aktywny był również Avery Bradley, który wraz z Malikiem Monkiem dorzucił cenne trafienia zza łuku. Grzmoty miały z kolei ogromne problemy ze skutecznością. Tylko w pierwszej kwarcie OKC przestrzelili wszystkie 11 rzutów za trzy, a najbardziej nie radzili sobie Luguentz Dort (1/6) i Darius Bazley (1/4). To pozwoliło Jeziorowcom szybko odskoczyć na 14 oczek (18:32).
- Druga odsłona w dużej mierze ustaliła rezultat spotkania, choć wcześniejsze starcia obu ekip pokazały, że wystarczy kilka minut, by odwrócić losy pojedynku. Tym razem jednak LeBron miał zamiar upewnić się, że do kolejnej wpadki nie dojdzie. Po pierwszej połowie lider przyjezdnych miał na koncie 23 punkty, 4 asysty i 3 przechwyty (9/10 z gry). Thunder poprawili co prawda swoją skuteczność (54,5%), ale po drugiej stronie dobrą robotę wykonał m.in. Austin Reaves, co pozwoliło LAL zamknąć tę część gry z 19-punktowym prowadzeniem (45:64).
- Tym razem Lakers nie popełnili błędów sprzed kilku miesięcy. W dalszym ciągu szalał Avery Bradley, swoje robili również pozostali, co pozwoliło na dalsze pielęgnowanie prowadzenia i stałe utrzymywanie bezpiecznej odległości. W trzeciej „ćwiartce” podopieczni Franka Vogela odskoczyli nawet na 29 punktów (60:89) i nie dali już wyrwać sobie zwycięstwa.
- Lakers odpowiedzieli tym samym na czwartkową porażkę z Memphis Grizzlies, po raz kolejny zrównała ich bilans. Obecnie Jeziorowcy plasują się na 6. miejscu w tabeli konferencji zachodniej (14-13). – Zmniejszyliśmy liczbę naszych strat. Wciąż mieliśmy ich 16, ale lepiej dbaliśmy o bezpieczeństwo piłki. Zagraliśmy też lepiej w obronie i na tablicach – mówił po meczu LeBron.
- Prym po stronie Lakers wiódł dziś niezastąpiony LeBron James, który na swoim koncie zapisał 33 punkty, 5 zbiórek, 6 asyst, 3 przechwyty i 2 bloki (13/20 z gry; 4/6 za trzy). Pod nieobecność Anthony’ego Davisa drugim najlepszym punktującym Jeziorowców był Avery Bradley, autor 22 punktów i aż 4 przechwytów (6/8 za trzy). Na wyróżnienie zasłużyli też Talen Horton-Tucker (11 oczek; 4/7 z gry) czy wchodzący z ławki rezerwowych Austin Reaves (13 pkt). Skromniejszy dorobek skompletował natomiast Russell Westbrook, który dorzucił 8 punktów, 9 zbiórek i 7 asyst (4/8 z gry).
- Po stronie Thunder najlepszą linijkę statystyczną skompletował rezerwowy Tre Mann, autor 19 punktów i 3 zbiórek. Debiutant Josh Giddey dorzucił 12 oczek, 7 zbiórek i 7 asyst, ale spudłował wszystkie 5 prób zza łuku. Za trzy nie mogli odnaleźć się również Shai Gilgeous-Alexander (1/3) i Luguent Dort (2/11), którzy zdobyli po 11 punktów.
Phoenix Suns – Boston Celtics 111:90
- Obie ekipy przystąpiły do meczu w okrojonym składzie. W Phoenix Suns nie zagrali starterzy – Devin Booker (ścięgno podkolanowe) i Deandre Ayton (choroba niezwiązana z covidem). Natomiast w Boston Celtics zabrakło Jaylena Browna (ścięgno podkolanowe) i Josha Richardsona (protokół covidowy).
- Podopieczni Monty’ego Williamsa od początku do końca kontrolowali wydarzenia na parkiecie w Footprint Center. Drugą kwartę Słońca wygrały aż 17 punktami (32:15), odskakując na 17 punktową przewagę (57:39). Sytuacja nie zmieniła się w drugiej połowie, którą Suns wygrali trzema punktami (54:51).
- Siedmiu koszykarzy klubu z Arizony zanotowało dwucyfrowy wynik punktowy. Graczem meczu został JaVale McGee, autor double-double (21 punktów i 15 zbiórek). 17 punktów i 5 asyst dołożył Cameron Payne. Po 16 punktów zdobyli Jae Crowder i Cameron Johnson, którzy trafili łącznie 8 z 15 rzutów trzypunktowych (53%). 14 punktów zapisał na swoje konto Mikal Bridges. Podwójną zdobycz (10 punktów i 12 asyst) zaliczył też Chris Paul.
- Po stronie Celtics wyróżniał się Jayson Tatum, autor 24 punktów i 7 zbiórek. 15 punktów dołożył Dennis Schroder, a 10 oczek i 5 zbiórek uzyskał Robert Williams III. Katastrofalne spotkanie rozegrali starterzy – Al Horford i Marcus Smart. Silny Skrzydłowy Celtów trafił 2 z 8 rzutów (25%), notując 9 punktów, zaś u Smarta tylko jeden z 13 rzutów znalazł drogę do kosza (1/13, 7%). Celtics zanotowali tragiczne 4/26 w rzutach zza linii 7,24.
Autor: Mateusz Malinowski
Czy widziałeś już najnowszy Podcast PROBASKET LIVE?