Dziś w nocy na parkiet wybiegło aż 26 zespołów. W jednym z najciekawiej zapowiadających się spotkań Miami Heat pokonali rozpędzonych Milwaukee Bucks, czym zrewanżowali się za sobotnią klęskę. W innym meczu na szczycie Los Angeles Clippers bez Paula George’a pokonali Boston Celtics. Do ogromnej niespodzianki doszło w Houston, gdzie Rockets pokonali Brooklyn Nets z Jamesem Hardenem. Równie zaskakująca jest wpadka Chicago Bulls, którzy zostali zdemolowani przez Cleveland Cavaliers. Słabo zagrali również New York Knicks, którzy tym razem ulegli Indianie Pacers. Nie zawiedli natomiast Golden State Warriors, którzy pokonali mocno osłabionych Portland Trail Blazers.


Charlotte Hornets – Philadelphia 76ers 106:110

Statystyki na PROBASKET

  • Spotkanie od początku stało na wyrównanym poziomie. Po pierwszej kwarcie na tablicy wyników widniał remis (26:26), a po 24 minutach meczu minimalnie lepsi okazali się Hornets (53:51). Trzecia kwarta należała zdecydowanie do Joela Embiida (15 punktów) i Setha Curry’ego (10), którzy łącznie zdobyli 25 punktów. Po 36 minutach jednopunktowe prowadzenie odzyskali Sixers.
  • Ostatnią odsłonę meczu również wygrali gracze Filadelfii (25:28), a zwycięstwo przypieczętował wspomniany wcześniej Embiid, trafiając 1 z dwóch rzutów wolnych. Szóstki wygrały z Szerszeniami czterema punktami (106:110). Było to drugie zwycięstwo Sixers z Hornets w przeciągu dwóch dni. – Trudno jest dwukrotnie z rzędu pokonać drugą drużynę bez względu na sytuację na parkiecie – powiedział Doc Rivers.
  • Joel Embiid, który w ostatnim spotkaniu obu ekip zdobył 43 punkty i 15 zbiórek, tym razem tak bardzo nie dominował pod koszem, ale trafił 15 z 19 rzutów wolnych. Lider Szóstek trafił 8 z 17 rzutów z gry (47%), zdobywając w sumie 32 punkty i 8 zbiórek. Drugim najlepszym graczem był Seth Curry. Obrońca Filadelfii trafił 8 z 14 rzutów (57%), w tym 4 trójki (najwięcej w zespole), notując łącznie 23 punkty i 8 asyst. 18 oczek (7/13 z gry, 54%) i 6 zbiórek dołożył Tobias Harris.
  • Po stronie Szerszeni najlepszym graczem okazał się Gordon Hayward, autor 31 punktów (10/18, 56%), 5 zbiórek i 7 asyst. Double-double (22 punkty i 10 zbiórek) zanotował Kelly Oubre. 20 punktów (8/13 z gry, 62%), 5 zbiórek i 5 asyst uzyskał z kolei Miles Bridges. Poza grą ze względu na protokoły zdrowotne wciąż pozostają m.in. LaMelo Ball czy Terry Rozier.
  • Philadelphia 76ers z bilansem 14-11 zajmuje szóstą pozycję w konferencji wschodniej. Podopieczni Doca Riversa już jutro na własnym parkiecie zmierzą się z Utah Jazz. Natomiast Charlotte Hornets (14-13) za dwa dni podejmą u siebie Sacramento Kings.

Autor: Mateusz Malinowski

Cleveland Cavaliers – Chicago Bulls 115:92

Statystyki na PROBASKET

  • Chicago Bulls podeszli do tego spotkania w nieco okrojonym zestawieniu. Poza rotacją ze względu na protokoły zdrowia i bezpieczeństwa znaleźli się bowiem DeMar DeRozan, Coby White i Javonte Green, do których wczoraj dołączył również Matt Thomas. Cleveland Cavaliers wrócili już z kolei do gry w najsilniejszym składzie po kilku drobniejszych kontuzjach, choć do końca sezonu nie będą mogli korzystać z usług Collina Sextona.
  • Byki wciąż był jednak faworytem pojedynku, czego początek spotkania bynajmniej jednak nie sugerował. Od począku świetnie prezentował się Evan Mobley, który w nieco ponad trzy minuty zdobył 8 punktów i wyprowadził Cavs na skromne prowadzenie. Wówczas goście byli jeszcze w stanie odpowiedzieć trafieniami Zacha Lavine’a, ale koniec końców i jego celownik w końcu się rozregulował.
  • Podopieczni J. B. Bickerstaffa wykorzystali moment słabości Chicago i po kolejnych trafieniach Cediego Osmana, Mobleya, Kevina Love i Dariusa Garlanda odskoczyli na 13 oczek (39:26). Po drugiej stronie wciąż odpowiadał głównie Lavine, choć od czasu do czasu wspierali go Lonzo Ball czy Derrick Jones Jr., dzięki czemu jeszcze przed przerwą różnica punktów ponownie stopniała (46:41). Prawdziwy popis Kawalerzystów czekał nas dopiero w drugiej połowie.
  • Na trzecią odsłonę Cavs wyszli wyraźnie podbudowani, czego dowodem była seria 19:3 i odskoczenie z wynikiem nawet na 22 oczka (78:56). Goście nie byli w stanie znaleźć odpowiedzi na ataki przeciwnika i ostatecznie Billy Donovan desygnował do gry drugi garnitur, by i ten złapał nieco doświadczenia. Na podobny ruch zdecydował się Bickerstaff, który wysłał na parkiet byłego zawodnika Bulls, Denzela Valentine’a, który nie może liczyć na regularne minuty, a także Deana Wade’a, dla którego był to pierwszy występ w NBA od 24 listopada. Bez względu na sytuację kadrową na parkiecie Cavaliers pielęgnowali swoją przewagę i bezpiecznie dowieźli prowadzenie do końcowej syreny.
  • Aż sześciu zawodników Cleveland wywalczyło w tym meczu dwucyfrową zdobycz punktową. Najwięcej skompletował Darius Garland, auor 24 oczek, 3 zbiórek i 6 asyst. Double-double w postaci 13 punktów i 12 zbiórek (do tego 4 asysty) dołożył Jarrett Allen. Evan Mobley otarł się o wyczyn swojego kolegi z zespołu, notując 16 punktów i 9 zbiórek, do czego dodał jeszcze aż 5 bloków. Lauri Markkannen dołożył 14 oczek, a wchodzący z ławki rezerwowych Kevin Love i Ricky Rubio (9 asyst) po 11.
  • Po stronie Bulls prym wiedli przede wszystkim Zach Lavine (23 punkty, 9 asyst) i Nikola Vucevic (18 punktów, 12 zbiórek). Wsparcie stanowił m.in. Lonzo Ball, który dorzucił 4 trójki (19 oczek, 7 asyst, 3 przechwyty). Derrick Jones Jr. dołożył do tego 11 punktów, ale reszta zespołu nie stanęła na wysokości zadania. Dla Chicago jest to pierwsza porażka po serii czterech kolejnych zwycięstw, a zarazem druga na przełomie siedmiu ostatnich występów.

Detroit Pistons – Washington Wizards 116:119 (po dogrywce)

Statystyki na PROBASKET

  • Washington Wizards pokonują niżej notowanych Detroit Pistons, choć nie obyło się bez problemów. Stołeczna ekipa nie radziła sobie najlepiej przed przerwą, czego efektem była 14-punktowa przewaga „Tłoków”, napędzanych wówczas przez Franka Jacksona, Josha Jacksona i Hamidou Diallo (52:38).
  • Goście przebudzili się dopiero w drugiej połowie. Fantastycznie wstrzelił się wówczas Kentavious Caldwell-Pope, który rozpoczął trzecią odsłonę od 11 kolejnych punktów. Do akcji odrabiania strat dołączył również Bradley Beal, aktywniejszy stał się też Kyle Kuzma. Wizards wygrali trzecią odsłonę 37:26 i przed czwartą kwartą mecz niemalże zaczął się od nowa.
  • Po kilku minutach gry w ostatniej odsłonie wydawało się, że Washington odnieśnie komfortowe zwycięstwo i bez żadnych problemów dowiezie prowadzenie do końcowej syreny. Po kolejnej serii punktowej przewaga gości wzrosła bowiem do 13 oczek (90:103). Pistons nie dali jednak za wygraną. Isaiah Stewart i Jerami Grant dwoili się i troili, ale to trójka Franka Jacksona zniwelowała przewagę przyjezdnych do zaledwie 2 punktów (102:104). W jednej z kolejnych akcji Beal znów trafił i wówczas wydawało się, że jest już po meczu. Po przerwie na żądanie ponownie punktował jednak Stewart, a przy 12,9 sekundy na zegarze piłkę przez przekroczenie linii środkowej stracił Beal, w związku z czym Tłoki odzyskały posiadanie. Piłka trafiła ostatecznie w ręce Granta, który wywalczył dwa rzuty osobiste po indywidualnej akcji na Spencerze Dinwiddiem. Skrzydłowy skutecznie wyegzekwował obie próby z linii. Do rozstrzygnięcia tego spotkania konieczna była zatem dogrywka.
  • Doliczony czas gry stał na bardzo wysokim poziomie, ale obie strony marnowały swoje szanse na odskoczenie z wynikiem. Cade Cunningham zdołał wobec tego doprowadzić do remisu (114:114) na niespełna minutę przed syreną. Na wysokości zadania stanął następnie Bradley Beal, na co ponownie odpowiedział jedank Cunningham. Ostatnie posiadanie należało jednak do Wizards, którzy konsekwentnie to wykorzystali. Po serii fantastycznych podań rozprowadzających grę zza łuku trafił Kuzma, ustalając tym samym wynik spotkania.
  • Wizards do zwycięstwa poprowadzili przede wszystkim Bradley Beal (25 punktów, 5 zbiórek; 10/19 z gry) i Kyle Kuzma (26 punktów, 7 zbiórek, 4 asysty; 4/10 za trzy). Cenne trafienia dołożyli Kentavious Caldwell-Pope (13 pkt), Spencer Dinwiddie (12 punktów; 3/9 z gry), Dani Avdija czy Raul Neto (po 10 pkt). Goście całkowicie zdominowali jednak strefę podkoszową, zdobywając zdecydowanie większą liczbę punktów z pomalowanego i wygrywając walkę na tablicach (45-37).
  • Po stronie Pistons na wyróżnienie zasłużył przede wszystkim tercet Jerami Grant (28 punktów, 6 zbiórek), Cade Cunningham (21 punktów, 3 asysty; 8/20 z gry), Frank Jackson (19 pkt; 5/6 za trzy). Double-double w postaci 11 punktów i 10 zbiórek dołożył do tego Isaiah Stewart. Dla Tłoków jest to już 10. porażka z rzędu.

Indiana Pacers – New York Knicks 122:102

Statystyki na PROBASKET

  • Indiana Pacers rozpoczną wkrótce gruntowną przebudowę, ale do momentu ewentualnych transferów wciąż mają do dyspozycji trzon w postaci Domantasa Sabonisa, Mylesa Turnera czy Carisa LeVerta. Dla New York Knicks była to z kolei doskonała okazja, by wykorzystać zamieszanie wokół ekipy z Indianapolis i rozpocząć serię zwycięstw po nieco słabszym okresie.
  • Od początku spotkania to jednak Pacers byli stroną przeważającą. Fantastycznie prezentował się przede wszystkim Chris Duarte, który w pierwszej kwarcie był nieomylny z gry (5/5) i zdobył aż 14 punktów. Wspierał go Malcolm Brogdon, który wraz ze wspomnianym partnerem zdobył znaczną większość punktów gospodarzy. NYK w grze utrzymywali przede wszystkim RJ Barrett i Julius Randle. Drugiego z wymienionych zawodziła jednak skuteczność (2/7).
  • W drugiej odsłonie cały zespół Indiany był niesamowicie produktywny. Pacers trafili bowiem 56,6% swoich rzutów z gry, w tym 60% prób za trzy. Mimo że Knicks również nie zawodzili pod tym względem (12/24; 50%), to przewaga gospodarzy stale rosła, a po serii trafień z linii oraz punktach Duarte osiągnęła nawet pułap 16 oczek (59:43).
  • W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił. Wyjątek stanowiła jednak skuteczność po obu stronach. Celowniki zawodników Pacers zawodziły po całości, ale Knicks byli wówczas jeszcze gorsi. Tylko 10% ich trójek odnalazło drogę do kosza w trzeciej odsłonie. Problemy wciąż miał Julius Randle, nie najlepiej wyglądali również Immanuel Quickley (0/3) czy Derrick Rose (0/2). Choć po serii 9:0 strata NYK stopniała (80:66), Indiana szybko wróciła do 20-punktowego prowadzenia (92:72). Ostatnia „ćwiartka” powierdziła jedynie dominację gospodarzy, a w ścisłej końcówce szansę na grę otrzymali zawodnicy drugoplanowi, co zwiastowało zakończenie jednostronnego pojedynku.
  • Każdy z zawodników wyjściowej piątki Pacers może pochwalić się wskaźnikiem +/- na poziomie co namniej +20. Świetnie zaprezentował się Domantas Sabonis, autor double-double w postaci 21 punktów, 11 zbiórek, a do tego 5 asyst. Najskuteczniejszy był Chris Duarte, który do 23 oczek dołożył 6 asyst. Myles Turner dołożył trzy trafienia zza łuku i skompletował 22 punkty. Wszechstronny występ zaliczyli z kolei Malcolm Brogdon (16 punktów, 5 asyst, 4 zbiórki, 3 przechwyty) i Caris LeVert (15 punktów, 6 asyst, 2 przechwyty). Trzeba przyznać, że trzon zespołu skutecznie podbił swoją wartość transferową.
  • Po stronie Knicks drugi mecz z rzędu najlepszym punktującym był RJ Barrett, który dzisiejsze spotkanie zakończył z dorobkiem 19 oczek. Julius Randle dołożył 18 punktów, ale przez całą noc miał wyraźne problemy ze skutecznością (6/18). Alec Burks dorzucił 15 punktów, Obi Toppin 13, a Immanuel Quickley 11. Dla ekipy z Wielkiego Jabłka jest to już czwarta porażka na przełomie pięciu ostatnich spotkań.

Miami Heat – Milwaukee Bucks 113:104

Statystyki na PROBASKET

  • Po dwóch z rzędu porażkach swoje 15. zwycięstwo w sezonie odnieśli koszykarze Żaru z Miami, którzy po słabszej pierwszej połowie przegrywali siedmioma punktami (51:44). Sytuacja diametralnie zmieniła się w drugiej połowie i dzięki znakomitej grze w kolejnych 24 minutach Heat zdołali odnieść zwycięstwo z trudnym rywalem. Podopieczni Erika Spoelstry trzecią i czwartą kwartę wygrali różnicą 16 punktów (69:53).
  • Nieoczekiwanym bohaterem spotkania został Caleb Martin, który zanotował rekordowe w swojej karierze 28 punktów. Skrzydłowy pod nieobecność Jimmy’ego Butlera i Bama Adebayo znakomicie odnalazł się na parkiecie, trafiając 9 z rzutów z gry (75%). Martin trafił 6 trójek (najwięcej w zespole) i zebrał 8 piłek. – Umieścili mnie w pierwszej piątce, ponieważ wierzą we mnie. Kiedy nadeszła moja szansa, po prostu ją wykorzystałem – powiedział po meczu Martin. Na wyróżnienie zasługuje również dawny gracz Milwaukee Bucks, PJ Tucker, autor 15 punktów, 7 zbiórek i 8 asyst.
  • Bardzo dobre spotkanie rozegrał Kyle Lowry, autor double-double (22 punkty i 13 asyst). Rozgrywający miał też jednak 6 strat. 16 oczek zapisał na swoje konto Max Strus. Obaj gracze trafili po cztery trójki (najwięcej w zespole). Słabsze spotkanie zanotował Tyler Herro, który poza 9 punktami zaliczył 7 strat.
  • Po stronie Koziołków najbardziej wyróżniał się Jrue Holiday, który trafił aż 12 z 17 rzutów (71%). Rozgrywający Bucks zdobył łącznie 27 punktów. 20 punktów, w tym 4 trójki dołożył Khris Middleton. 18 oczek (7/13 z gry, 54%) i 7 zbiórek zapisał na swoje konto Bobby Portis. Słabsze spotkanie rozegrał Giannis Antetokounmpo, który trafił dzisiaj zalewie 4 z 13 rzutów z gry (31%), zdobywając 15 punktów.

Autor: Mateusz Malinowski

Toronto Raptors – Oklahoma City Thunder 109:110

Statystyki na PROBASKET

  • Do niespodzianki doszło w Kanadzie, gdzie Toronto Raptors musieli uznać wyższość Oklahoma City Thunder pomimo wyraźnie lepszej pierwszej połowy.
  • O końcowym rezultacie zadecydowały przede wszystkim dwa dłuższe fragmenty. Pierwszy z nich to trzecia kwarta, którą goście wygrali 33:12. Grzmoty trafiły wówczas 5 z 10 prób zza łuku, a sam Shai Gilgeous-Alexander skompletował aż 16 puntów. Raptors oddali z kolei aż 27 rzutów z gry, trafiając jedynie 5 z nich (18,5%). To w połączeniu z serią punktową 22:3 pozwoliło przyjezdnym objąć 11-punktowe prowadzenie.
  • W ostatniej „ćwiartce” gospodarze zdołali jednak zniwelować stratę i o wszystkim zadecydowała końcówka. Na 40,7 sekundy przed syreną Fred VanVleet wyprowadził swój zespół na skromne prowadzenie celnymi rzutami z linii (107:105). W ten sam sposób kilka chwil później odpowiedział jednak Gilgeous-Alexander. Kibiców gospodarzy w ekstazę raz jeszcze wprowadził jednak Justin Champagnie, który po indywidualnej akcji podkoszowej dał Raptors kolejne prowadzenie. Po przerwie na żądanie na wysokości zadania stanął jednak Mike Muscala. Jego trójka sprawiła, że bliżej zwycięstwa byli wówczas Thunder (109:110). Gospodarze wciąż nie powiedzieli ostatniego słowa. Po nieudanej akcji VanVleeta piłkę do kosza zaledwie odbiciem skierował Champagnie. Po wnikliwej analizie sędziowie orzekli jednak, że syrena wybrzmiała wcześniej i to Oklahoma jest zwycięzcą tego pojedynku.
  • Do drugiego z rzędu zwycięstwa Thunder poprowadzili przede wszystkim Shai Gilgeous-Alexander (26 punktów, 9 asyst) i Luguentz Dort (22 punkty, 6 zbiórek; 4/10 za trzy). Dobrze ze swoich zadań wywiązali się Darius Bazley (15 pkt) i debiutant Josh Giddey (13 punktów, 8 asyst, 4 zbiórki; 3/5 za trzy). O double-double otarł się z kolei wchodzący z ławki rezerwowych Derrick Favors (8 punktów, 9 zbiórek).
  • Po stronie Raptors na wyróżnienie zasłużyli przede wszystkim gracze wyjściowej piątki. Bliski skompletowania triple-double był Fred VanVleet, który skompletował 19 punktów, 9 asyst i 8 zbiórek. Wszechstronny występ zanotował również pierwszoroczniak Scottie Barnes, autor 18 oczek, 8 zbiórek i 5 asyst. Najlepiej punktującymi zawodnikami byli jednak Gary Trent Jr. (24 pkt) i Pascal Siakam (23 punkty, 11 zbiórek, 5 asyst; 10/15 z gry).

Houston Rockets – Brooklyn Nets 114:104

Statystyki na PROBASKET

  • Do największej niespodzianki tej nocy doszło w Teksasie, gdzie Houston Rockets pokonali wyżej notowanych Brooklyn Nets. Pomimo nieobecności Kevina Duranta i LaMarcusa Aldridge’a ekipa z Wielkiego Jabłka wciąż była zdecydowanym faworytem pojedynku, ale to Rakiety wyraźnie lepiej weszły w mecz, a w drugiej kwarcie ich przewaga osiągnęła pułap nawet 20 oczek (49:29).
  • Kilka serii punktowych pozwoliło Nets na zmniejszenie prowadzenia rywala, ale to wciąż Houston kontrolowali przebieg gry. W trzeciej odsłonie ich przewaga stale oscylowała w granicy 9-16 punktów, a groźnie zrobiło się dopiero w czwartej kwarcie. Po kolejnych trafieniach Paula Millsapa, Davida Duke Jr’a. i Jamesa Hardena goście zbliżyli się na 4 oczka (95:91). Po drugiej stronie parkietu odpowiadał jednak świetnie dysponowany Garrison Mathews, a kilka cennych trafień dołożył też Josh Christopher. Jego wsad ponownie wyprowadził Rockets na 14-punktowe prowadzenie na 1:44 przed końcową syreną. Nets już do samego końca nie byli w stanie ani razu trafić z gry i zasłużenie przegrywają w Toyota Center.
  • James Harden zdobył 25 punktów, 8 asyst i 11 zbiórek, ale popełnił aż 8 strat i trafił jedynie 4 z 16 rzutów z gry (3/12 za trzy; 14/16 z linii). Dobrze zaprezentował się Cam Thomas, który mimo fatalnego wskaźnika +/- (-22) dołożył 18 punktów. Równie nieskuteczny co Harden był tej nocy Patty Mills, który dorzucił jedynie 12 oczek (3/11 z gry).
  • Dobry występ pomimo kłopotów z odnalezieniem drogi do kosza zaliczył Christian Wood, autor double-double w postaci 12 punktów i 15 zbiórek. Eric Gordon wywiązał się z obowiązków strzelca i dołożył 21 oczek, trafiając 8 z 12 rzutów z gry. Garisson Mathews również miał swoje momenty i skompletował 19 punktów. Na wyróżnienie zasłużył także 20-letni Josh Christopher, który wchodząc z ławki rezerwowych zdobył 18 punktów, nie pudłując ani jednego rzutu (7/7 z gry; 4/4 za trzy).

Memphis Grizzlies – Dallas Mavericks 96:104

Statystyki na PROBASKET

  • Po trzech porażkach z rzędu na własnym parkiecie podopiecznym Jasona Kidda w końcu udało się odnieść zwycięstwo. Tym razem gorsi od Mavs okazali się Memphis Grizzlies. Dla losów spotkania kluczowa okazała się druga połowa, którą gracze Dallas wygrali 12 punktami (56:44). – Gramy na wysokim poziomie w defensywie – powiedział Kidd. – Trafiliśmy 48% rzutów z gry, bez konieczności oddawania 40 prób zza łuku – dodał.
  • Do zwycięstwa nad Grizzlies poprowadził Luka Doncić, autor 26 punktów (10/19 z gry, 53%), 8 zbiórek i 7 asyst, ale też aż 9 strat. Z kolei 19 oczek dołożył Kristaps Porzingis, a 15 dodał Reggie Bullock. 10 punktów, 5 zbiórek i 7 asyst zapisał na swoje konto obrońca Mavs, Jalen Brunson.
  • Po stronie Niedźwiadków wyróżniał się Jaren Jackson Jr., autor 26 punktów i 7 zbiórek. Drugi najlepszy wynik to 15 oczek Dillona Brooksa. 14 punktów uzyskał Desmond Bane, a 13 oczek dołożył De’Anthony Melton.
  • Dallas Mavericks (12-12) kolejne spotkanie rozegrają przeciwko swojemu byłemu szkoleniowcowi, Rickowi Carlisle. Przeciwnikiem będą Indiana Pacers, a mecz za dwa dni odbędzie się w Indianapolis. Natomiast Grizzlies (14-11), którzy w tabeli konferencji zachodniej znajdują się o cztery lokaty wyżej od swoich dzisiejszych rywali, podejmą już jutro u siebie Los Angeles Lakers.

Autor: Mateusz Malinowski

Minnesota Timberwolves – Utah Jazz 104:136

Statystyki na PROBASKET

New Orleans Pelicans – Denver Nuggets 114:120 (po dogrywce)

Statystyki na PROBASKET

  • Faworyzowani Denver Nuggets potrzebowali aż dogrywki, by rozprawić się z New Orleans Pelicans. Pierwsza połowa nie wskazywała jednak, że przyjezdni mogą mieć aż takie problemy z ograniem obecnie najsłabszego zespołu konferencji zachodniej. Do przerwy świetnie radzili sobie bowiem Will Barton (15 pkt) i Nikola Jokić, który już wtedy otarł się o double-double (17 punktów, 9 asyst). Zespół Michaela Malone’a nie prowadził co prawda komfortowo, ale schodził do szatni z 7-punktową przewagą (57:64).
  • W trzeciej „ćwiartce” wyższy bieg wrzucił jednak Brandon Ingram, co w połączeniu z problemami ze skutecznością Nuggets pozwoliło Pels na momentalne zniwelowanie strat, a ostatecznie objęcie prowadzenia (69:66). Wynik już do końca spotkania oscylował w granicach remisu, żadna ze stron nie była w stanie przechylić czarę zwycięstwa na swoją stronę. W ostatnich sekundach przy skromnym prowadzeniu Denver (103:105) indywidualną akcją popisał się Devonte’ Graham. Jego rzut nie odnalazł jednak drogi do kosza, ale na posterunku znalazł się Jonas Valanciunas, który dobił próbę swojego partnera i doprowadził tym samym do dogrywki.
  • Dodatkowy czas gry zdecydowanie lepiej rozpoczęli Nuggets. Na 1:20 przed syreną na wysokości zadania ponownie stanął jednak Ingram. Jego akcja 2+1 pozwoliła NOP zbliżyć się na 2 oczka (112:114). Po drugiej stronie parkietu odpowiedział Jokić, którego tej nocy nie dało się powstrzymać. Serb zdobył pierwszych 11 punktów Nuggets w dogrywce, a pozostałe 4 to efekt skutecznie wyegzekwowanych rzutów osobistych przez Aarona Gordona i Willa Bartona, które ustaliły wynik spotkania.
  • W świetle reflektorów znalazł się tej nocy Nikola Jokić, który popisał się efektownym triple-double w postaci 39 punktów, 11 asyst i 11 zbiórek (17/23 z gry). Serbskiego środkowego wspierali przede wszystkim Will Barton (20 punktów, 6 asyst), Monte Morris (11 pkt), Aaron Gordon i Jeff Green (po 10 pkt). Co ciekawe, Nuggets mimo zwycięstwa zdecydowanie przegrali walkę na tablicach (33-46) i nieco gorzej dzielili się piłką (28-32 w asystach).
  • Po stronie Pelicans karty tej nocy rozdawał Jonas Valanciunas, autor double-double, który zakończył mecz z dorobkiem 27 punktów i 11 zebranych piłek. Brandon Ingram, który spędził na parkiecie 43 minuty, dołożył 16 punktów, 5 asyst, 8 zbiórek i 4 przechwyty. Dobrze wypadł natomiast Herbert Jones, zdobywca 19 punktów i 7 zbiórek. Na wyróżnienie zasłużył też wchodzący z ławki Nickeil Alexander-Walker (15 pkt; 6/10 z gry).
  • Nuggets grają ostatnio w kratkę i w obliczu plagi kontuzji nie mogą odnaleźć swojego optymalnego rytmu. Na przełomie pięciu ostatnich spotkań podopieczni Michaela Malone’a odnieśli trzy zwycięstwa, choć wcześniej przegrali aż sześć pojedynków z rzędu. Kolejnej nocy Denver zmierzą się jednak z San Antonio Spurs i staną tym samym przed szansą umocnienia się na pozycji gwarantującej udział w turnieju play-in.

Golden State Warriors – Portland Trail Blazers 104:94

Statystyki na PROBASKET

  • Portland Trail Blazers znajdują się obecnie w katastrofalnym położeniu. Do kontuzjowanych Damiana Lillarda, Anfernee Simonsa i Cody’ego Zellera dołączył CJ McCollum, pozbawiając tym samym Chaunceya Billupsa trzonu zespołu.
  • Choć Golden State Warriors od samego początku przejęli inicjatywę i utrzymywali się na prowadzeniu, to nie byli w stanie w pełni wykorzystać osłabień kadrowych gości. Dobrze prezentowali się Stephen Curry i Jordan Poole, którzy napędzali grę Wojowników. Co ciekawe, do przerwy 14 z 15 rzutów Curry’ego to próby zza łuku. Rozgrywający GSW polował bowiem na pobicie rekordu Raya Allena, czego tej nocy nie był jeszcze w stanie osiągnąć. Jego zespół utrzymał jednak skromne prowadzenie (47:45).
  • Warriors rozpoczęli trzecią odsłonę od czterech łatwych strat na przełomie kilku minut, czym skomplikowali sobie sytuację. Steve Kerr szybko naprostował jednak swoich zawodników, którzy po chwili po kolejnych trafieniach Poole’a celebrowali największe prowadzenie tej nocy (66:56). Portland z Normanem Powellem i Nassirem Little w rolach głównych próbowali gonić wynik, ale GSW nie zwalniali tempa.
  • Warriors byli stroną przeważającą, kontrolowali grę, ale nie porafili przesądzić o losach spotkania kilka minut przed jego zakończeniem. Ich przewaga stale oscylowała w granicy 10 oczek, co utrzymywało Blazers w grze. Jednocześnie jednak goście nie mogli nawiązać realnej walki z liderem konferencji zachodniej, który tym samym umacnia swoją pozycę w tabeli.
  • Duet obwodowych Warriors po raz kolejny stanął na wysokości zadania. Stephen Curry, który w drugiej połowie zdecydowanie zwolnił, zdobył 22 punkty (6/17 za trzy). Jordan Poole dołożył 20 punktów i 3 przechwyty. Andrew Wiggins dodał od siebie 14 oczek, a Otto Porter Jr. zakończył mecz z dorobkiem 15 punktów i 6 zbiórek. Na wyróżnienie zasłużył również Draymond Green, który nie miał dziś szczęścia (1/5 z gry), ale dorzucił 5 punktów, 8 asyst i 10 zbiórek.
  • Pod nieobecność liderów Blazers ciężar zdobywania punktów na swoje barki wzięli Norman Powell (26 punktów, 5 asyst) i Nassir Little (18 punktów, 6 zbiórek). Double-double w postaci 12 oczek, 13 zbiórek, a do tego 6 asyst dołożył Jusuf Nurkić. 12 punktów na swoje konto zapisali również Dennis Smith Jr. i Ben McLemore.

Sacramento Kings – Orlando Magic 142:130

Statystyki na PROBASKET

  • Obie ekipy pozwoliły dziś działać głównie swojej formacji ofensywnej. Choć Sacramento Kings zdobyli do przerwy aż 70 punktów, to schodząc do szatni prowadzili różnicą jedynie trzech oczek (70:67).
  • W drugiej połowie różnica klas pomiędzy obiema ekipami zaczęła się pogłębiać. Gospodarze napędzani przez Terence’a Davisa i De’Aarona Foxa rozpoczęli ucieczkę z wynikiem, która ostatecznie zatrzymała się na 16-punktowym prowadzeniu (94:78). Orlando Magic próbowali odpowiedzieć zza łuku, ale ich skuteczność z gry pozostawiała wiele do życzenia (8/22 w 3Q).
  • Magicy odnaleźli rytm strzelecki w czwartej odsłonie, ale podopieczni Alvina Genry’ego wrzucili jeszcze wyższy bieg i trafili wówczas 63,6% swoich rzutów z gry i 60% zza łuku. Szalał Tyrese Haliburton, który w tej części gry był nieomylny (3/3 za trzy; 3 asysty). Równie skuteczni byli Alex Len (2/2) oraz Davion Mitchell (1/1) i choć w końcówce zrobiło się znowu gorąco (137:130), to ostatecznie Kings dowieźli prowadzenie do syreny.
  • Magic notują tym samym trzecią porażkę z rzędu, a zarazem dziesiątą na przełomie ostatnich 11 występów. Zespół Jamahla Mosleya plasuje się obecnie na 14. miejscu w tabeli konferencji wschodniej.
  • Fantastyczne zawody ma za sobą De’Aaron Fox, autor 33 punktów na wysokiej skuteczności (12/18 z gry; 66,7%). Double-double dołożyli Tyrese Haliburton (18 punktów, 11 asyst) i wchodzący z ławki rezerwowych Tristan Thompson (14 punktów, 10 zbiórek). Solidnie zaprezentowali się też Harrison Barnes (16 punktów, 5 zbiórek) i Davion Mitchell (18 pkt).
  • Kapitalny mecz pomimo porażki rozegrał również Cole Anthony. Lider ekipy z Florydy zakończył dzisiejsze starcie z dorobkiem 33 punktów, 8 asyst i 4 zbiórek (6/9 za trzy). Podwójną zdobyczą popisał się Wendell Carter Jr. (19 punktów, 10 zbiórek, 6 asyst). Franz Wagner dorzucił 19 punktów, Terrence Ross 17, a Gary Harris 16.

Los Angeles Clippers – Boston Celtics 114:111

Statystyki na PROBASKET

  • Los Angeles Clippers podeszli do tego spotkania osłabieni brakiem Paula George’a, przez co to Reggie Jackson wziął na siebie ciężar gry w pierwszych minutach. Podczas gdy po ich stronie dominowała ofensywna oparta na 2-3 zawodnikach, Boston Celtics wykorzystali szeroką ławkę rezerwowych i aż ośmiu z ich zawodników punktowało w pierwszej kwarcie.
  • Podział obowiązków w ataku nie przyniósł jednak spodziewanych efektów. LAC całkowicie zdominowali drugą odsłonę, wygrywając ją 39:23. Jayson Tatum miał problemy z dojściem do pozycji strzeleckich, z kolei jego partnerzy nie potrafili odnaleźć drogi do kosza. W międzyczasie fantastyczne zawody rozgrywał wchodzący z ławki Brandon Boston Jr., który okazał się wówczas katem Celtów.
  • Młody obrońca Clippers kontynuował świetną grę po przerwie, a przewaga gospodarzy stale rosła, osiągając pułap nawet 21 oczek (76:55). Wówczas jednak do głosu doszli goście. Celtics odpowiedzieli serią 18:2 autorstwa Marcusa Smarta, Ala Horforda, Granta Williamsa i Tatuma, która stopiła przewagę LAC do zaledwie 5 punktów. Trwającą kilka minut niemoc strzelecką LAC przerwał dopiero Luke Kennard, który wykorzystał rzut osobisty. Tatum natychmiast odpowiedział jednak wsadem i kontynuował tym samym serię C’s (79:75).
  • Clippers udało się w porę otrząsnąć z amoku i ponownie odskoczyć z wynikiem, choć wówczas przewaga oscylowała jedynie w granicach 7-12 oczek. Kiedy gospodarzom udało się uciec na 15 punktów, natychmiast odpowiedzieli Smart i Dennis Schroder, przez co Tyronn Lue poprosił o przerwę na żądanie. LAC zdołali następnie dwukrotnie trafić zza łuku, ale kiedy trójka Josha Richardsona na 1:42 przed syreną zmniejszyła ich przewagę do 5 oczek, Lue poprosił o kolejny czas, co zwiastowało emocjonującą końcówkę.
  • Przy stanie 111:107 Reggie Jackson zanotował fatalną stratę, która pozwoliła Celtics zniwelować stratę do zaledwie dwóch oczek na 22 sekundy przed syreną. Goście musieli jednak ratować się taktycznymi faulami z uwagi na upływający czas. Jackson trafił jednak tylko jeden rzut przy 12,8 sekundy na zegarze (112:109). Na faul zdecydowali się też LAC, po czym Tatum pewnie wykorzystał oba osobiste. Choć Clippers nie mieli już przerwy na żądanie, to świetnie uciekli spod nacisku Celtów, którzy zdołali sfaulować Ivicę Zubaca dopiero na 1,6 sekundy przed końcem. Środkowy wykorzystał rzuty wolne i ustalił tym samym wynik spotkania.
  • Kluczową rolę na drodze do zwycięstwa odegrał dziś 51. wybór tegorocznego draftu Brandon Boston Jr., który zdobył dziś 27 punktów i 4 przechwyty. Identycznym double-double popisali się z kolei Terance Mann (10 punktów, 10 zbiórek) i Ivica Zubac (10 punktów, 10 zbiórek). Marcus Morris dołożył 20 oczek, a Reggie Jackson 17.
  • Po stronie Celtics na wyróżnienie zapracował przede wszystkim Jayson Tatum, który pomimo słabszych momentów w grze skompletował 29 punktów, 10 zbiórek, 2 asysty i 2 przechwyty (2/8 za trzy). Dennis Schroder dołożył 19 punktów i 8 asyst, a Marcus Smart dodał od siebie 16 oczek, 6 asyst i aż 4 przechwyty. Cenne trafienia z ławki rezerwowych zapewnił Josh Richardson (17 punktów, 5 zbiórek; 5/11 z gry).

Przypominamy, że już dziś o godzinie 21:00 na YouTube odbędzie się 54. Podcast PROBASKET LIVE. Michał Pacuda i Krzysztof Sendecki porozmawiają o możliwym rekordzie Stephena Curry’ego, sytuacji Ziona Williamsona i Damiana Lillarda oraz na wiele innych tematów.

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna




  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    5 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments