Podpisanie przedłużenia umowy z Juliusem Randlem było dla New York Knicks priorytetem tego lata. Misja powiodła się, a skrzydłowy związał się z ekipą z Madison Square Garden na cztery kolejne sezony. Co kierowało jego decyzją? Jaką przyszłość widzi dla swojego zespołu?
Przenosiny do Nowego Yorku były dla Randle’a przełomowym etapem jego dotychczasowej kariery. Dostał od klubu nie tylko niebagatelne pieniądze, ale również ogromny kredyt zaufania. Po drugim sezonie w barwach Knicks możemy otwarcie powiedzieć, że z nawiązką sprostał pokładanym w nim oczekiwaniom, za co tego lata został nagrodzony nowym kontraktem.
O ile kontrowersji nie wzbudza fakt pozostania skrzydłowego w najludniejszym mieście Stanów Zjednoczonych, dziwić może wysokość jego nowej umowy. Trzeba przyznać, że 117 mln dolarów płatnych w cztery lata to niezwykle okazyjna cena jak na tegorocznego zdobywcę statuetki Most Improved Player, All-Stara oraz gracza zaliczonego do All-NBA Second Team. Koszykarz wchodzi właśnie w ostatni sezon obowiązywania starego kontraktu. Eksperci są zgodni, że jeżeli Randle „przetestowałby” za rok rynek wolnych agentów z łatwością przytuliłby umowę wartą ponad 200 mln dolarów.
Wygląda jednak na to, że 26-latek koncentruje się na czymś innym niż tylko zarobienie jak największych pieniędzy, o czym opowiedział w rozmowie z Ianem Begleyem z SNY.
– Oczywiście, to jest proces. Wszystko jest procesem. Budowaliśmy to od podstaw – zaczął Randle. – Dla mnie osobiście [zdobycie tytułu w Nowym Jorku] jest oczekiwaniem. To jest to, co chcę, aby się wydarzyło w tym czasie. Jest wiele rzeczy, czynników, które mogą na to wpłynąć. Oczywiście, musisz wziąć wszystko pod uwagę. Ale jeśli chodzi o mnie, to wiem, że Thibs też tak myśli; to po prostu wygrana za wszelką cenę. Na to właśnie się przygotowuję. Przygotowuję się do rywalizacji na najwyższym poziomie. To była część mojego procesu myślenia o podpisaniu przedłużenia umowy i to jest mój cel – to jest nasz cel jako zespołu… Chcemy móc powiedzieć, że wygraliśmy mistrzostwo tutaj, w Nowym Jorku. Nie ma chyba lepszego uczucia – dodał.
Długoterminowy cel jest więc jasny. Mimo że na papierze zestawienie Knicks nie wygląda jak konstelacja gwiazd, mająca już teraz włączyć się do gry o najwyższe cele, bez wątpienia są oni jedną z najbardziej nieobliczalnych drużyn najlepszej ligi świata. Przypomnijmy, że w zeszłorocznych dywagacjach drużyna z Nowego Yorku miała szorować po dnie tabeli z liczbą zwycięstw na poziomie 21,5. Zamiast tego oglądaliśmy drużynę zdyscyplinowaną, waleczną po obu stronach parkietu, co pozwoliło im ostatecznie osiągnąć bilans 41-31.
– Ustanowiliśmy kulturę, której chcieliśmy i ustaliliśmy, kim jesteśmy jako zespół. – ciągnął dalej Randle. – Musimy nadal stawać się lepsi jako jednostki, a to przełoży się na nas jako zespół. Nie mogę jeszcze powiedzieć, jakie są oczekiwania. Nie mieliśmy nawet pierwszego treningu, więc nie mogę powiedzieć. Ale mogę powiedzieć, kim jesteśmy jako drużyna, co reprezentujemy i czego oczekujemy od każdego z osobna: to jest praca każdego dnia i gra w obronie. – zakończył.