Fatalna czwarta kwarta pogrzebała szanse Znicza Basket Pruszków na wywiezienie z Kłodzka dwóch punktów. Podopieczni trenera Radosława Hyżego odnieśli kolejne domowe zwycięstwo, które pozwoliło im opuścić ostatnie miejsce w tabeli.
Spotkanie lepiej zaczęli goście z Pruszkowa, ale po kilku minutach to Zetkama Doral opanowała sytuację na boisku i wyszła na prowadzenie. Przewaga rosła z każdą chwilą, po 16 minutach gry sięgnęła już 17 punktów (40:23). Pruszkowianie próbowali niwelować straty rzutami z dystansu, ale tego dnia skuteczność nie dopisywała. Po przerwie sytuacja uległa zmianie – w barwach Znicza trafiał raz po raz Mikołaj Stopierzyński, co pozwoliło zbliżyć się do rywala na zaledwie cztery punkty. Nadzieje na zwycięstwo w Kłodzku odżyły, ale tuż po starcie czwartej kwarty Zetkama pozbawiła przeciwnika wszelkich złudzeń. Seria gospodarzy 23:0 była nokautem po którym Znicz już się nie podniósł i to Nysa zwyciężyła 89:62.
– W trzeciej kwarcie wykonaliśmy dużo ciężkiej roboty, a w czwartej zagraliśmy jakby nas nie było. Można byłoby równie dobrze pachołki poustawiać i wyszłoby na to samo. Zagraliśmy fatalnie czwartą kwartę, jestem zdegustowany tym jak to wyglądało i szczerze mówiąc nie potrafię tego wytłumaczyć – mówił po meczu Marek Zapałowski, trener Znicza Basket Pruszków.
W najbliższą sobotę koszykarze Znicza ponownie zagrają na wyjeździe, tym razem zmierzą się z AZS AGH Kraków.
Obserwuj @eRKaczmarski
Obserwuj @PROBASKET